piątek, 19 sierpnia 2016

Czwarty - "Jedna noc"


30 kwietnia, sobota 




Marta wparowała do domu z pudełkiem moich ulubionych pączków z kolorową posypką cmokając mnie na przywitanie w policzek, po czym wyjęła małą z chodzika i wykonała niezbyt zgrabny samolot, na którego widok o mało nie padłam na zawał.
- Przed chwilą jadła, uważaj, jeśli nie chcesz żeby twoja czarna sukienka była biała – roześmiałam się, a Marta przewróciła oczami.
- Spierze się, ale już jestem spokojna. Ciocia tęskniła za kruszynką – usadowiła Blankę z powrotem w chodziku i zaczęła stroić głupie miny. Mała była wniebowzięta. W końcu ktoś pozytywny w domu. Choć chyba bardziej niż wygłupy, cieszyły ją płomienne rude włosy ciotki.
- Jak w pracy? – spytałam wyjmując zakupy na dzisiejszą kolację, które po drodze zrobiła dla mnie przyjaciółka.
- Dobrze. A u ciebie, dajesz radę z tym małym aniołkiem?
- Pewnie. 
- A jak się sprawy mają z Karolem?
- Też dobrze – powiedziałam odnosząc wrażenie, że nie spytała z grzeczności. Przyjaźnimy się  od lat i zapewne domyśliła się, że w tym wszystkim nie chodzi tylko o kolację z mężem. A raczej mogła dostrzec to w moich oczach i sposobie zachowania. Choć bardzo się starałam trzymać dobrze, wciąż byłam przygaszona.
Odwróciła się patrząc na mnie mało przekonana w to, co słyszy. Zignorowałam ją, bo wiedziałam, że wrócimy do tematu.
- Sądziłam, że uda mi się zostawić Blankę z mamą, ale ma dzisiaj dyżur w szpitalu.
- Oj, wiesz, że dla mnie to nie problem. Jesteśmy jak siostry – wręczyła małej żółty gryzaczek w kształcie słoneczka i podeszła do mnie. -  Wiem, że ostatnio mało się widujemy, ale biorę nadgodziny w pracy i powoli rozkręcam przygotowania do ślubu.
- Szkoda, że nie mogę ci przy tym pomagać od początku tak jak na druhnę przystało.
- Wiesz, że jeszcze przyjdzie na to czas – szturchnęła mnie w ramię. – Ale wracając do tematu. Jest coś o czymś chcesz mi powiedzieć?
Jej przenikliwe spojrzenie sprawiło, że zmiękłam. Czułam się przez chwilę jak wtedy, gdy ukrywałam przed mamą pierwszą jedynkę z matematyki, o której dowiedziała się od wychowawczyni, a mimo to czekała aż sama jej powiem. Odłożyłam  paczkę krewetek do lodówki i ustawiłam się w ramię w ramię z przyjaciółką.
- Nie układa się nam – przełknęłam głośno ślinę, bo w gardle czułam ucisk. – Prawie nie rozmawiamy, a jeżeli już, to kończy się sprzeczką. Nie ma pomiędzy nami żadnej chemii, namiętności, a nasze życie łóżkowe ogranicza się do spania w nim. Dosłownie. 
Marta przekrzywiła głowę patrząc na mnie z niepokojem i troską jednocześnie. 
- Może to chwilowe? Zmęczenie materiału, za dużo pracy, obowiązku?
- Ta chwila trwa już miesiąc, a zaczęło się zaraz po urodzeniu Blanki – westchnęłam. – Nie wiem, może my się nie nadajemy?
Oparłam rękę na biodrze. Po raz pierwszy pojawiła mi się ta myśl w głowie.
- Nie nadajecie, do czego? – Marta stanęła naprzeciwko mnie, a potem zerknęła na małą i znowu na mnie.
- Do bycia rodziną. Może nie tak miało być, nie wiem... – Usiadłam zrezygnowana. – Próbuję z nim rozmawiać, ale on się wykręca pracą. Twierdzi, że wymyślam. Nie mogę żebrać o jego miłość. Kocham go, ale jakby... Nie czuję tego z jego strony.
Niemal jednym tchem wyrzuciiłam z siebie wszystkie swoje niepokoje, lęki, pretensje. Powiedziałam jej o swojej samotności, zmęczeniu, nie docenieniu, a nawet o rozmowach z sąsiadem, które są jedyną rozrywką w ostatnich dniach, nie licząc tych z Blanką. Czułam się jak na spowiedzi, ale mimo wszystko pominęłam jedną rzecz. Nie wspomniałam o zapachu brzoskwini. I nie, dlatego, że wyszłabym na wariatkę, ale dlatego, że to była jedyna rzecz, w którą nie chciałam wierzyć. Nie myślałam o tym przez dwa dni, a teraz wyobraziłam sobie, że to tylko głupi sen.
- To smutne – usiadła obok mnie, gładząc po ramieniu. – Dlatego dzisiaj, gdy ja zabiorę małą, ty walcz o swoje. Pokaż mu jak cudowną kobietą jesteś, bo najwidoczniej zapomniał. Jutro rano przywiozę ją i chcę widzieć jak promieniejesz, ok? Nie martw się o nią, jest w dobrych rękach. Moja mama też cieszy się, że ją zobaczy.
Uśmiechnęłam się, lecz mimo to byłam pełna obaw, co do wieczoru. I nie chodziło mi o Blankę, bo to, że będzie pod najlepszą opieką było pewne, ale bałam się reakcji Karola. 
- Dziękuję kochana.
Poklepała mnie przyjacielsko po łopatce i wyjrzała przez okno.
- Tak a propos, to całkiem przystojny ten wasz nowy sąsiad. Widziałam go w garażu. 
- Nie mogę zaprzeczyć – przypomniałam sobie ostatnią rozmowę z nim i poczułam jak się rumienię. Wstałam, by zerknąć na Blankę, co miałam nadzieję odwróci jej uwagę. Nie powinnam była tak reagować. 
- Tylko skoro jest wolny, to może nie rozmawiaj z nim zbyt często – puściła mi oczko dając znać, że to tylko żart. 


      Ustawiłam się przed lustrem w samej bieliźnie zastanawiając się, co na siebie włożyć, a jednocześnie podziwiałam swoją zgrabną sylwetkę. Po ciąży zaokrągliły mi się biodra, przez co nie wydawałam się być tak patykowata jak przed. Ostatecznie te parę kilogramów więcej wcale nie stało się powodem do zmartwień.
Po krótkiej chwili wybrałam czarną sukienkę do kolan z odsłoniętymi plecami. Ponoć mała czarna sprawdza się w każdej sytuacji. Nałożyłam lekki makijaż, usta pomalowałam malinową pomadką. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi od samochodu i pobiegłam do salonu.
- Mam nadzieję, że nie masz dzisiaj żadnych planów.
Karol uśmiechnął się łagodnie i zmierzył mnie wzrokiem.
- Już nie.
Uniosłam brwi.
- Żartowałem. Wezmę tylko prysznic.
Przez chwilę miałam wrażenie, że poczułam motylki w brzuchu. Co było dziwnym uczuciem i tak krótkotrwałym, że nie miałam pewności czy dobrze rozpoznałam. Jednak Karol uśmiechnął się w taki sposób jak uśmiechał się na pierwszych spotkaniach. Delikatnie i zniewalająco.
Może po prostu powinnam częściej ubierać się tak by działać na jego wyobraźnię, a szary dres i dżinsy zakładać tylko do sprzątania.

Gdy wszedł do salonu gdzie poprzez zasunięte żaluzje panował  mrok, a na stole stały zapalone świece i gotowy obiad: krewetki z suszonymi pomidorami i bazylią z makaronem w kształcie serduszek, dostrzegłam szczery uśmiech na jego twarzy. Uznałam to za dobry znak. 
-Co to za okazja? – Spytał, gdy zaczęliśmy  jeść.
- A czy musi być okazja?  Niespodzianka.
Przez chwilę patrzył na mnie uważnie i wtedy uświadomiłam sobie, że w tym spojrzeniu jest coś obcego, chłodnego… Postanowiłam to zignorować. Chciałam coś powiedzieć, ale jedyne, co przychodziło mi do głowy to słowa piosenki: kocham cię, nienawidzę cię, tęsknię za tobą... A to nie pasowało do romantycznej kolacji.
-Kto zabrał Blankę? 
- Marta – szepnęłam, co wywołało u niego śmiech.
- Hej, więc skoro nie śpi za ścianą, możesz mówić głośno.
Odłożyłam  sztućce kręcąc głową z rozbawieniem.
- Przyzwyczaiłam się, że zawsze jest.
Karol zaczął wspominać jak to było, gdy nie byliśmy jeszcze małżeństwem i czułam, że dzięki temu wieczór pójdzie po mojej myśli. Uspokoiłam się. Przypominał nasze wypady nad jezioro, noce pod namiotami, wycieczki w góry, a na końcu noc poślubną w Paryżu. Od razu zrobiło się cieplej na duszy, jego spojrzenie stało się czulsze. Choć może to przez drugi już kieliszek czerwonego wina.
Nawet nie spostrzegłam, kiedy pojawił się tuż obok i rozpuścił moje spięte w koka włosy, które delikatnie rozczesał palcami. Rozmawialiśmy już dobrą godziną i dopiero teraz zauważyłam, że na dworze zrobiło się już ciemno.
Później wziął mnie delikatnie na ręce i zaniósł do sypialni. Przez chwilę miałam wrażenie, że nie czuję nic specjalnego, że nie wiem czy w ogóle tego chcę, ale gdy złożył na moich ustach pierwszy pocałunek, odepchnęłam wszelkie myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz