niedziela, 28 sierpnia 2016

Piąty - "Jedna Noc"

1 maja, niedziela



Poczułam się dziwnie gdy obudziłam się o świcie i usłyszałam tylko oddech Karola. To zaledwie dwanaście godzin, a ja już tęskniłam za córką. Wygramoliłam się z łóżka czując, że w buzi mam Saharę po wczorajszym winie, ale nim mi się to udało, Karol złapał mnie za rękę.
- Hej, masz okazję pospać dłużej. Dokąd idziesz?
- Po wodę – szepnęłam i po chwili byłam z powrotem w łóżku. 
Wtuliłam się w jego ramię starając się znowu zasnąć. I gdy przypomniałam sobie jak wyglądała nasza wczorajsza kolacja i reszta wieczoru mogłam stwierdzić, że coś się poprawiło. Coś, ale nie wszystko. Miałam wrażenie, że coś nie grało, czegoś brakowało. Nawet teraz, gdy przez sen cmoknął mnie w szyję. Wieczorem mój żołądek wielokrotnie wykonywał salta pod wpływem jego spojrzeń i zmysłowego dotyku. Momentami czułam się jak nastolatka, zauroczona nowo poznanym chłopakiem. Nowo poznanym, odkrytym, a jednak obcym.
Chciałam zasnąć, żeby nie myśleć. 
Za parę godzin zaczynamy nowy dzień. Odbierzemy Blankę i jedziemy nad jezioro lub na piknik majowy. Jak normalna rodzina. 
Nie chciałam niczego popsuć nadmiarem myśli, które jak szalone kłębiły się w mojej głowie. 



Wysiadłam z samochodu czując jak trzęsą mi się ręce. Nie prowadziłam odkąd zdałam prawo jazdy w wieku dwudziestu lat. A więc od czterech lat. 
Okazało się, że dwa piwa, które Karol wypił na pikniku pod słońcem działały jak gdyby wypił ich dwukrotnie więcej. Musiałam wsiąść za kółko, co było chyba tak samo niebezpieczne jak po alkoholu. Na samą myśl, że z tyłu siedzi niewinna Blanka i mój podchmielony mąż, stresowałam się jeszcze bardziej. Mimo, że od domu dzieliło nas jakieś 20 kilometrów.
Jednak dojechaliśmy. 
Karol zatoczył się i zniknął za drzwiami. Najpierw zaniosłam Blankę do domu, a potem wyjęłam koc i stary kosz wiklinowy z bagażnika, w którym babcia kiedyś nosiła zakupy. Byłam zła, bo dzisiejszy dzień w niczym nie przypominał wczorajszego. Karol nie karmił mnie truskawkami, które zresztą były bez smaku, a ja popijałam je oranżadą, a nie słodkim winem. Za to on delektował się smakiem piwa i słońca, prawie w ogóle nic nie mówiąc. Kilka razy musnął mnie dłonią po policzku, co owszem, było miłe, ale liczyłam na więcej. 
Teraz leżał na kanapie w salonie szukając czegoś sensownego w telewizji, decydując się ostatecznie na kreskówki w Disney Junior. Po chwili zasnął  od czasu do czasu pochrapując. Czułam do niego tylko i wyłącznie pogardę. Tak łatwo potrafił zatrzeć to, co dobre.  
Przygotowałam dla małej mleko i patrzyłam jak siłowała się ze mną by utrzymać butelkę sama, jednak wciąż kierowała ją w dół, po czym wybuchała płaczem, bo mleko nie dostawało się do buzi.
Kiedy zorientowała się jak trzeba roześmiała się słodko. Karol zbudził się na ten dźwięk, patrząc z naprzeciwka na postęp małej.
- Zdolniacha – oznajmił wstając powoli z sofy.
Usiadł obok nas, ale zapach piwa był tak odrażający, że gdy wymieszał się z zapachem mleka wywołał u mnie odruch wymiotny. 
Wstał unosząc ręce do góry i wrócił na kanapę. 
- Nie wypiłem dużo.
- Sporo. Rzucając mnie na głęboką wodę i zmuszając do prowadzenia samochodu. Wiesz, że dawno nie prowadziłam, a już tym bardziej z Blanką.
- Przecież nic się nie stało – odparł oburzony – Dałaś radę!
Zaklasnął w dłonie, ale było w tym więcej ironii niż podziwu. 
- Chyba powinnaś być z siebie dumna, zamiast mieć pretensje.
- Może i tak – szepnęłam patrząc jak Karol znika w łazience, a potem wsłuchując się w szum wody pod prysznicem. Na chwilę zatrzymał się czas, a mnie przebiegły w głowie ostatnie dni. Nie było dobrze, ale dzisiaj to ja niepotrzebnie zapoczątkowałam spięcie. W dodatku zepchnęłam wszystko na wejście za kółko. 
Karol miał rację. Zepsułam nasz wolny wieczór.  Chyba przestałam już dostrzegać to co dobre. Nie mogłam powiedzieć, że się nie starałam, ale może nie robiłam tego wystarczająco dobrze. Westchnęłam głośno, po czym spojrzałam na stary zegar wiszący nad hebanową komodą. Zbliżała się dwudziesta, Blanka stawała się już markotna, a to znaczyło, że dzień na dworze ją zmęczył i szybko zaśnie. 
Czułam, że napięcie pomiędzy nami wraca. I to z mojej winy. Zmarnowałam nasz wieczór. Miałam tylko nadzieję, że gdy położę się w łóżku obok Karola, złe odejdzie. A jutro obudzimy się w tak samo dobrym nastroju jak dzisiaj. 

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

8. Libster Blog Award

W końcu znalazłam chwilkę, by odpowiedzieć na kilka pytań z zabawy, do której nominowała mnie Anelise. Aktualnie przebywam nad naszym pięknym, polskim morzem, więc wolnego czasu mam naprawdę mało. Ale już w piątek koniec tego miesięcznego urlopu, wracam do pracy. :)



1. O czym myślisz przed snem?
To zależy od dnia. Jeśli jednak nic ciekawego się nie wydarzyło, zwykle układam w głowie scenariusze do moich opowiadań. :)

2. Jaki jest Twój sposób na bezsenność?
Do tej pory długo go nie miałam, ale od kiedy trafiłam na  https://rainymood.com łatwiej jest mi go zasnąć. Szum deszczu naprawdę uspokaja. Poza tym dobrym sposobem jest także mizianie, ale oczywiście potrzeba do tego drugiej osoby. :) 

3. Jaki jest Twój największy sukces?
Sukces to pojęcie względne, ale myślę, że sam wyjazd do Anglii i usamodzielnienie się jest moim największym z sukcesów.

4. O czym marzysz?
O napisaniu dobrej powieści. I o szczęśliwej rodzinie.

5. Co chciałabyś robić w życiu?
Pisać, dobre książki. A pomiędzy pisaniem zajmować się swoją rodziną. :)

6. Jaki rodzaj postów na blogach lubisz czytać najbardziej?
Zdecydowanie pamiętniki i recenzje książek. 

7. Co robisz najczęściej gdy masz "wolną chatę"? 
Puszczam głośno muzykę. I trochę fałszuję. :D

8. Jak najbardziej lubisz spędzać wolny czas?
Zdecydowanie relaks przy zielonej herbacie i książce. A w tle koniecznie dobra muzyka.

9. Jak zazwyczaj spędzasz wolny czas?
Lenię się. :D plus punkt powyżej.

10. Jaki jest Twój ulubiony serial?
Kiedyś to było Na dobre i na złe, a ostatnio wciągnął mnie Orange is the New Black.

Ja nie nominuję nikogo, ale jeśli ktoś z czytających nie został nominowany, a podoba mu się ta zabawa, niech czuję się nominowany. :D i powiadomi mnie o tym w komentarzu. Chętnie zajrzę. :)

piątek, 19 sierpnia 2016

Czwarty - "Jedna noc"


30 kwietnia, sobota 




Marta wparowała do domu z pudełkiem moich ulubionych pączków z kolorową posypką cmokając mnie na przywitanie w policzek, po czym wyjęła małą z chodzika i wykonała niezbyt zgrabny samolot, na którego widok o mało nie padłam na zawał.
- Przed chwilą jadła, uważaj, jeśli nie chcesz żeby twoja czarna sukienka była biała – roześmiałam się, a Marta przewróciła oczami.
- Spierze się, ale już jestem spokojna. Ciocia tęskniła za kruszynką – usadowiła Blankę z powrotem w chodziku i zaczęła stroić głupie miny. Mała była wniebowzięta. W końcu ktoś pozytywny w domu. Choć chyba bardziej niż wygłupy, cieszyły ją płomienne rude włosy ciotki.
- Jak w pracy? – spytałam wyjmując zakupy na dzisiejszą kolację, które po drodze zrobiła dla mnie przyjaciółka.
- Dobrze. A u ciebie, dajesz radę z tym małym aniołkiem?
- Pewnie. 
- A jak się sprawy mają z Karolem?
- Też dobrze – powiedziałam odnosząc wrażenie, że nie spytała z grzeczności. Przyjaźnimy się  od lat i zapewne domyśliła się, że w tym wszystkim nie chodzi tylko o kolację z mężem. A raczej mogła dostrzec to w moich oczach i sposobie zachowania. Choć bardzo się starałam trzymać dobrze, wciąż byłam przygaszona.
Odwróciła się patrząc na mnie mało przekonana w to, co słyszy. Zignorowałam ją, bo wiedziałam, że wrócimy do tematu.
- Sądziłam, że uda mi się zostawić Blankę z mamą, ale ma dzisiaj dyżur w szpitalu.
- Oj, wiesz, że dla mnie to nie problem. Jesteśmy jak siostry – wręczyła małej żółty gryzaczek w kształcie słoneczka i podeszła do mnie. -  Wiem, że ostatnio mało się widujemy, ale biorę nadgodziny w pracy i powoli rozkręcam przygotowania do ślubu.
- Szkoda, że nie mogę ci przy tym pomagać od początku tak jak na druhnę przystało.
- Wiesz, że jeszcze przyjdzie na to czas – szturchnęła mnie w ramię. – Ale wracając do tematu. Jest coś o czymś chcesz mi powiedzieć?
Jej przenikliwe spojrzenie sprawiło, że zmiękłam. Czułam się przez chwilę jak wtedy, gdy ukrywałam przed mamą pierwszą jedynkę z matematyki, o której dowiedziała się od wychowawczyni, a mimo to czekała aż sama jej powiem. Odłożyłam  paczkę krewetek do lodówki i ustawiłam się w ramię w ramię z przyjaciółką.
- Nie układa się nam – przełknęłam głośno ślinę, bo w gardle czułam ucisk. – Prawie nie rozmawiamy, a jeżeli już, to kończy się sprzeczką. Nie ma pomiędzy nami żadnej chemii, namiętności, a nasze życie łóżkowe ogranicza się do spania w nim. Dosłownie. 
Marta przekrzywiła głowę patrząc na mnie z niepokojem i troską jednocześnie. 
- Może to chwilowe? Zmęczenie materiału, za dużo pracy, obowiązku?
- Ta chwila trwa już miesiąc, a zaczęło się zaraz po urodzeniu Blanki – westchnęłam. – Nie wiem, może my się nie nadajemy?
Oparłam rękę na biodrze. Po raz pierwszy pojawiła mi się ta myśl w głowie.
- Nie nadajecie, do czego? – Marta stanęła naprzeciwko mnie, a potem zerknęła na małą i znowu na mnie.
- Do bycia rodziną. Może nie tak miało być, nie wiem... – Usiadłam zrezygnowana. – Próbuję z nim rozmawiać, ale on się wykręca pracą. Twierdzi, że wymyślam. Nie mogę żebrać o jego miłość. Kocham go, ale jakby... Nie czuję tego z jego strony.
Niemal jednym tchem wyrzuciiłam z siebie wszystkie swoje niepokoje, lęki, pretensje. Powiedziałam jej o swojej samotności, zmęczeniu, nie docenieniu, a nawet o rozmowach z sąsiadem, które są jedyną rozrywką w ostatnich dniach, nie licząc tych z Blanką. Czułam się jak na spowiedzi, ale mimo wszystko pominęłam jedną rzecz. Nie wspomniałam o zapachu brzoskwini. I nie, dlatego, że wyszłabym na wariatkę, ale dlatego, że to była jedyna rzecz, w którą nie chciałam wierzyć. Nie myślałam o tym przez dwa dni, a teraz wyobraziłam sobie, że to tylko głupi sen.
- To smutne – usiadła obok mnie, gładząc po ramieniu. – Dlatego dzisiaj, gdy ja zabiorę małą, ty walcz o swoje. Pokaż mu jak cudowną kobietą jesteś, bo najwidoczniej zapomniał. Jutro rano przywiozę ją i chcę widzieć jak promieniejesz, ok? Nie martw się o nią, jest w dobrych rękach. Moja mama też cieszy się, że ją zobaczy.
Uśmiechnęłam się, lecz mimo to byłam pełna obaw, co do wieczoru. I nie chodziło mi o Blankę, bo to, że będzie pod najlepszą opieką było pewne, ale bałam się reakcji Karola. 
- Dziękuję kochana.
Poklepała mnie przyjacielsko po łopatce i wyjrzała przez okno.
- Tak a propos, to całkiem przystojny ten wasz nowy sąsiad. Widziałam go w garażu. 
- Nie mogę zaprzeczyć – przypomniałam sobie ostatnią rozmowę z nim i poczułam jak się rumienię. Wstałam, by zerknąć na Blankę, co miałam nadzieję odwróci jej uwagę. Nie powinnam była tak reagować. 
- Tylko skoro jest wolny, to może nie rozmawiaj z nim zbyt często – puściła mi oczko dając znać, że to tylko żart. 


      Ustawiłam się przed lustrem w samej bieliźnie zastanawiając się, co na siebie włożyć, a jednocześnie podziwiałam swoją zgrabną sylwetkę. Po ciąży zaokrągliły mi się biodra, przez co nie wydawałam się być tak patykowata jak przed. Ostatecznie te parę kilogramów więcej wcale nie stało się powodem do zmartwień.
Po krótkiej chwili wybrałam czarną sukienkę do kolan z odsłoniętymi plecami. Ponoć mała czarna sprawdza się w każdej sytuacji. Nałożyłam lekki makijaż, usta pomalowałam malinową pomadką. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi od samochodu i pobiegłam do salonu.
- Mam nadzieję, że nie masz dzisiaj żadnych planów.
Karol uśmiechnął się łagodnie i zmierzył mnie wzrokiem.
- Już nie.
Uniosłam brwi.
- Żartowałem. Wezmę tylko prysznic.
Przez chwilę miałam wrażenie, że poczułam motylki w brzuchu. Co było dziwnym uczuciem i tak krótkotrwałym, że nie miałam pewności czy dobrze rozpoznałam. Jednak Karol uśmiechnął się w taki sposób jak uśmiechał się na pierwszych spotkaniach. Delikatnie i zniewalająco.
Może po prostu powinnam częściej ubierać się tak by działać na jego wyobraźnię, a szary dres i dżinsy zakładać tylko do sprzątania.

Gdy wszedł do salonu gdzie poprzez zasunięte żaluzje panował  mrok, a na stole stały zapalone świece i gotowy obiad: krewetki z suszonymi pomidorami i bazylią z makaronem w kształcie serduszek, dostrzegłam szczery uśmiech na jego twarzy. Uznałam to za dobry znak. 
-Co to za okazja? – Spytał, gdy zaczęliśmy  jeść.
- A czy musi być okazja?  Niespodzianka.
Przez chwilę patrzył na mnie uważnie i wtedy uświadomiłam sobie, że w tym spojrzeniu jest coś obcego, chłodnego… Postanowiłam to zignorować. Chciałam coś powiedzieć, ale jedyne, co przychodziło mi do głowy to słowa piosenki: kocham cię, nienawidzę cię, tęsknię za tobą... A to nie pasowało do romantycznej kolacji.
-Kto zabrał Blankę? 
- Marta – szepnęłam, co wywołało u niego śmiech.
- Hej, więc skoro nie śpi za ścianą, możesz mówić głośno.
Odłożyłam  sztućce kręcąc głową z rozbawieniem.
- Przyzwyczaiłam się, że zawsze jest.
Karol zaczął wspominać jak to było, gdy nie byliśmy jeszcze małżeństwem i czułam, że dzięki temu wieczór pójdzie po mojej myśli. Uspokoiłam się. Przypominał nasze wypady nad jezioro, noce pod namiotami, wycieczki w góry, a na końcu noc poślubną w Paryżu. Od razu zrobiło się cieplej na duszy, jego spojrzenie stało się czulsze. Choć może to przez drugi już kieliszek czerwonego wina.
Nawet nie spostrzegłam, kiedy pojawił się tuż obok i rozpuścił moje spięte w koka włosy, które delikatnie rozczesał palcami. Rozmawialiśmy już dobrą godziną i dopiero teraz zauważyłam, że na dworze zrobiło się już ciemno.
Później wziął mnie delikatnie na ręce i zaniósł do sypialni. Przez chwilę miałam wrażenie, że nie czuję nic specjalnego, że nie wiem czy w ogóle tego chcę, ale gdy złożył na moich ustach pierwszy pocałunek, odepchnęłam wszelkie myśli.

czwartek, 11 sierpnia 2016

Trzeci - "Jedna noc"

28 kwietnia, piątek




Wjechałem na autostradę czując, że zamknąłem kolejny rozdział w swoim życiu. Od domu dzieliło mnie jakieś trzydzieści kilometrów. Bagażnik zrobił się lżejszy po opróżnieniu pudeł. Zabawne, bo tak samo czułem się wewnątrz siebie. Lekko. Ale gdzieś w głębi wiedziałem, że postępuję egoistycznie. Przeszłość zawsze wraca i ja zdawałem sobie sprawę, że jeszcze nie raz będę musiał się z nią zmierzyć. Że szukam szczęścia, chcę zacząć nowe życie, a przecież ona wciąż jest. Owszem, otworzyłem nowy rozdział. Ale wciąż musiałem bazować na wydarzeniach z poprzednich kart.
Gdy oznajmiłem im, że wyprowadzam się do sąsiedniego miasta widziałem jak oszukują siebie samych i mnie twierdząc, że mam prawo ułożyć sobie życie. Ale widziałem też to spojrzenie, które mówiło mi, że jestem tchórzem. Zwyczajnie uciekam. Tak nie powinien postępować prawdziwy mężczyzna.
Tylko pytanie, jak powinien?
Nikt nie potrafił mi poradzić. Ja nie dawałem już rady, na początku wierzyłem w te dwa słowa: “będzie dobrze”. Po jakimś czasie przestałem. Stałem się na nie odporny. Wreszcie całkowicie wyeliminowałem je ze swojego zasobu słów.
Do czasu aż stwierdziłem, że nie mogę tak żyć zawsze. A raczej egzystować. 
Nowe miejsce, inni ludzie, praca w nocy. Uznałem, że tylko to mogło mi pomóc. I tak zrobiłem. Sprzedałem mieszkanie w centrum miasta, kupiłem dom na obrzeżach. Zmieniłem pracę i otoczenie.
Dziś oddałem jej rzeczy, które przywiozłem ze sobą. Po cholerę, nie wiem. A może po prostu nie chciałem ich wyrzucać bezmyślnie. Posegregowane, niezniszczone oddałem w ręce Klary. Chyba jedyna stała po mojej stronie. Albo tylko mi się wydawało. Nie wiem czy ktokolwiek był w stanie mnie zrozumieć. 
I choć odcięcie i udawanie, że jest w porządku wydawało się najlepszym sposobem, to i tak nie gwarantowało mi tego, czego szukałem. 
Zaparkowałem samochód pod domem i dopiero teraz poczułem jak bardzo zmęczony jestem. Udałem się do Klary zaraz po pracy. Brak snu i odpoczynku dawały się we znaki. Miałem nadzieję, że wreszcie zasnę bez niepotrzebnych myśli.
Home, sweet home...


czwartek, 4 sierpnia 2016

Drugi - "Jedna noc"


27 kwietnia, środa


Cały ranek obiecałam sobie, że gdy Blanka zaśnie i ja utnę sobie małą drzemkę by nabrać siły na resztę dnia, jednak pogoda była tak piękna, że postanowiłam zrelaksować się na drewnianej huśtawce ogrodowej, którą dziesięć lat temu zrobił mój dziadek. Zawsze mi o nim przypominała. Uwielbiałam na niej przesiadywać, gdy przychodziłam do dziadków. Chyba każdy lubił. Kiedyś stały przy niej jeszcze drewniany  stolik i dwa krzesła, które też wykonał mój dziadek stolarz, ale teraz stał w garażu, a na nim jakieś skrzynki z narzędziami Karola. 
Po śmierci dziadka i babci odziedziczyłam ten dom. I byłam im wdzięczna za to, że podarowali mi kawałek miejsca na ziemi. Co wieczór dziękowałam im z to, mając nadzieję, że słyszą moje myśli tam na górze.
     Moja matka większość życia spędziła w szpitalu, jako chirurg, a ojciec był zawieszony pomiędzy swoim światem chemika, wykładając na uniwersytecie, a rodziną, więc dużo czasu spędzałam z dziadkami. Tutaj, w moim własnym już domu. Byłam ich jedyną wnuczką. Chyba dlatego kochali mnie ze zdwojoną siłą, a ja wciąż tęskniłam tak samo mocno. 
Zaparzyłam drugą już dzisiaj kawę i sięgnęłam po książkę Lisy Gardner „Kochać mocniej” mając nadzieję, że uda mi się zanurzyć w kryminalnej powieści, chociaż na godzinę. Jednak nim otworzyłam lekturę, wystawiłam twarz ku słońcu przymykając powieki. Tego mi brakowało. 
Ciszy, spokoju i słońca. 
- Dzień dobry – usłyszałam nieco zaspany głos sąsiada.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Nowego z białym kubkiem kawy w ręku. Stał oparty o plastikowy czarny stół pozostawiony przez poprzednich lokatorów. Ubrany w jasne sprane dżinsy i niebieską flanelową koszulę, pod która bez wątpienia skrywał umięśnione ciało, wyglądał niczym bohater amerykańskiego filmu. 
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się. 
- Jak córeczka?
- Już lepiej. Właśnie śpi. W końcu udało mi się przespać aż pół nocy. 
- Uroki macierzyństwa? – Spytał zamyślony, po czym lekko potrząsnął kubkiem kawy i napił się.
- Jeden z wielu – odparłam. - Dobrze, że dzieci czasem decydują się zasnąć wtedy można pozwolić sobie na chwilę relaksu.
- Bardziej docenia się wtedy takie momenty.
- O tak. A ty masz dzieci? 
Choć byłam już pewna, że mieszka sam, a na palcu nie nosi obrączki, to nie znaczyło, że właśnie tutaj rozpoczyna drugie życie, a gdzieś tam żyje jego była kobieta i być może dzieci. Wyglądał na starszego ode mnie. Ten scenariusz nawet pasował do mężczyzny, który postanowił zakupić mały domek na osiedlu oddalonym od tętniącego życiem miasta, gdzie większość mieszkańców była grubo po pięćdziesiątce.
- Nie, ale mój brat ma. Czasem jego żona opowiadała o tych urokach, gdy rozmawiamy przez Skype – uśmiechnął się. – Mieszkają w Kanadzie.
- To daleko. 
- Mieszka tam też mój ojciec. Większość krewnych, choć nie mam ich za wielu. Tato jest jedynakiem, mama też była. 
- Więc co ty robisz w Polsce?
- Żyję, pracuję. Tutaj jest moje miejsce. Mimo że jestem sam – wziął głęboki oddech i wbił wzrok w czubek swoich czarnych trampek. 
-Czym się zajmujesz? – Miałam wrażenie, że jestem nieco ciekawska, ale od zawsze lubiłam zadawać dużo pytań. A ostatnimi czasy nie miałam za bardzo komu.
- Jestem informatykiem. Pracuję w firmie telekomunikacyjnej... – mówił o tym przez chwilę, ale uśmiechnął się zorientowawszy, że kontynuowanie tego, co robi dokładniej jako administrator systemu nie ma sensu, bo informatyka jest dla mnie czarną magią. – A Ty, czym się zajmowałaś zanim stałaś się mamą?
Swoją drogą, nie sądziłam, że informatycy mogą być tak przystojni. Do tej pory kojarzyli mi się z wychudzonymi okularnikami w obciachowych ciuchach po dziadku. I nawet nie przeszkadzało mi, że mówi o czymś co jest dla mnie obce. Po prostu chłonęłam każde jego słowo, jakby na zapas. Gdybym kiedyś znowu miała czuć się wyalienowana w własnym domu.
- Pracowałam jako przedszkolanka. Niezbyt skomplikowane.
- Przypuszczam, że czasem grupka dzieciaków jest tak samo trudna do ogarnięcia jak informatyka.
- Do tej pory trafiałam na spokojne grupy.
- Czy były to niemowlęta?
Roześmiałam się mając nadzieję, że mój śmiech nie dotarł do domu i nie zbudził Blanki ani śpiącego Karola po pracy. 
- Nie, trzylatki. Uwierz potrafią być bardziej spokojne niż niemowlęta, a przynajmniej większość z nich potrafi określić, dlaczego płacze.
- I śpią w nocy. 
- Zapewne tak – spojrzałam na niego przepraszająco, bo na samo wspomnienie o spaniu zaczęłam ziewać. W dodatku usłyszałam jak Karol otwiera drzwi od łazienki. Mimo, że nie robiłam niczego złego nie chciałam by zastał mnie rozmawiającą z nowym, przystojnym sąsiadem. A może bardziej obawiałam się, że wyjdzie na zewnątrz i powie coś głupiego. – Pójdę sprawdzić czy Blanka się nie zbudziła. Miłego dnia.
Ostatnie zdanie niemal wyszeptałam. Zabrałam ze sobą kubek z zimną i niedopitą kawą wylewając ją do zlewu. Widziałam jeszcze jak Adam odprowadza mnie wzrokiem, zdecydowanie niezadowolony, że postanowiłam już pójść. Karol stał przy lodówce popijając mleko z kartonu. Spojrzałam na niego. Próbowałam przypomnieć sobie, kiedy ostatnio przytulił mnie na powitanie, albo powiedział zwykłe cześć, nie wspominając już o buziaku. Nasze małżeństwo zaczęło się zwężać jedynie do wspólnego mieszkania, wspólnego łóżka, które służyło już jedynie do spania i wspólnych odwiedzin rodziców. Nic poza. Żadnych spontanów, chwil uniesienia. Nic. 
Nawet teraz. Jakby mnie nie było. Zero reakcji.
- Jak było w pracy? 
Moje pytanie totalnie go zaskoczyło. 
- W porządku – odparł sięgając po bagietkę. 
Oczekiwałam jakiegoś pytania zwrotnego. Jednak nic. Zero. Jakbym w ogóle już go nie obchodziła.
- Tak, Blanka nie spała w nocy, ale to nic, kolejna noc nieprzespana. Która z kolei? Już nie wiem. Czuję się źle, ale dziękuję, że pytasz.
Nóż, którym smarował bagietkę wypadł mu z dłoni na podłogę. Odwrócił  się patrząc na mnie tępym wzrokiem, a ja czekałam na płacz Blanki. Brzęk upadającego sztućca na pewno ją zbudził. Jednak zanim to nastąpiło usłyszałam jego pretensjonalny ton głosu:
-O co ci chodzi? Byłem w pracy i dopiero, co otworzyłem oczy. Myślałem, że wiesz, z czym wiąże się macierzyństwo.
- A czy tacierzyństwo nie istnieje? – Syknęłam udając się do małej.
Nici z relaksu i książki, nici też z drzemki. Pokłóciłam się z mężem, ale przynajmniej porozmawiałam chwilę z sąsiadem. Zawsze to jakiś miły akcent w ciągu dnia.




Pierwsza wiosenna burza właśnie dobiegła końca. Na dworze było niemal cicho, od czasu do czasu słychać krople deszczu odbijające się od okna. Zbliżała się dwudziesta, Blanka zasnęła, a jedyne, na co miałam ochotę to gorąca kąpiel. Nie mogłam pozwolić sobie na nią, gdy byłam sama w domu, bo nie miałam pewności, że mała się nie zbudzi, gdy tylko zmoczę palce stóp w wodzie. Karol miał wolny dzień, więc nic nie stało na przeszkodzie. I pomyśleć, że zwykłe czynności kiedyś, podczas macierzyństwa zamieniają się w wyzwanie. Wyjęłam czysty ręcznik z szafy i weszłam do salonu gdzie mój mąż leżał na kanapie oglądając mecz piłki nożnej. 
- Idę wziąć kąpiel. Gdyby Blanka się przebudziła, zajrzysz do niej? – Spytałam cicho stojąc tuż za nim i malując kółka opuszkami palców prawej ręki na oparciu sofy.
- Jasne, ale pospiesz się, bo za dwadzieścia minut wychodzę – rzucił mi krótkie spojrzenie.
- Wychodzisz?
- Umówiłem się z Pawłem w pubie. Postaram się wrócić w miarę szybko.
Paweł to jego kumpel  jeszcze z czasów podstawówki. Lubię go i nie mam nic przeciwko, ale widziałam go już tak dawno jak zapewne dawno widział go Karol. To oczywiste, że w końcu kiedyś musieli się znowu spotkać. Gdy się poznaliśmy wychodził z nami w każdy weekend. Byli trochę jak Flip i Flap, ale po naszym ślubie i przyjściu na świat Blanki, ich wyjścia na piwo stały się coraz rzadsze. Jednak zdziwiło mnie, że wybrali sobie środowy wieczór. 
Karol odwrócił się ponownie patrząc na mnie już nie zdawkowo, ale uważniej.
- Coś nie gra? Tylko jedno piwo.
- A kiedy mnie poświęcisz wolny wieczór? 
Nie podobało mi się, w jakim kierunku podążało nasze małżeństwo. Kiedyś nie musiałam go pytać czy spędzi ze mną wieczór. A jeszcze bardziej nie podobało mi się to, że nasze poranne spięcie dla niego już nie istniało. Żadnego powrotu do tematu, rozmowy, pogodzenia. 
Karol roześmiał się i wstając ze sofy zmierzwił moje jasne blond włosy w odcieniu popielu. 
- Wrócę niebawem – odparł znikając w kuchni. 
Wiedziałam dobrze, że jeśli powiedział, że wychodzi za 20 minut to tak zrobi, ani nie wcześniej ani nie później. Czas mojej kąpieli wyraźnie się skrócił. Byłam zła, bo  całym popołudniem wyobrażałam sobie jak godzimy się wieczorem, jemy kolację, pijemy wino i idziemy do łóżka, a jeśli wszystko poszłoby po mojej myśli, to moje wyobrażenia zmieniłby kolejność. Ruszyłam za nim.
- Pamiętasz, kiedy ostatnio się kochaliśmy? – Skrzyżowałam dłonie na piersiach.
Cała sytuacja widocznie go bawiła, na jego twarzy widniał idiotyczny uśmiech. Zmrużył oczy udając, że myśli.
- Bawi cię to, prawda? 
- Nigdy nie sądziłem, że kiedyś będziesz się domagać seksu. Do tej pory było wręcz odwrotnie – nalał wody do szklanki i wypił ją duszkiem.
- Tutaj nie chodzi tylko o seks Karol – powiedziałam stanowczo, a on spojrzał na mnie pretensjonalnie. – Brakuje mi ciebie, wspólnych chwil, rozmów. Czuję się jakbym była zamknięta w klatce. 
- Nie planowaliśmy dziecka, ale ktoś musi być w domu, a ktoś pracować. Nigdy nie będzie już jak dawniej, pogódź się. 
Westchnęłam z rezygnacją. Wciąż nie pojmował, co miałam na myśli, albo tylko udawał. Czułam się kompletnie zignorowana. Postawiona poza nawiasem. 
      -Ale czy to znaczy, że ma być tak nijak?
Karol żałośnie przewrócił oczami.
- Życie.
- Wpadliśmy w rutynę...
- Luiza, do cholery, przestań mi tu nawijać o jakiejś rutynie! – Wrzucił szklankę do pustego zlewu jakby była co najmniej z papieru. – Pomyśl wreszcie. Jestem zmęczony pracą, biorę dodatkowe godziny żeby niczego nam nie brakowało, a ty wymyślasz tutaj jakieś farmazony.
Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Dla niego to wszystko brednie, a ja głupia proszę się o miłość, na którą on nie ma czasu. 
- Niczego nam nie brakuje, wciąż dostaję zasiłek, mamy własny dom... Te nadgodziny nie są tak konieczne.
- Nie mam ochoty już tego słuchać. Zbieram się do wyjścia, na razie.
Znowu ruszyłam za nim patrząc jak ubiera granatową wiatrówkę, wsuwa czarne air-maxy i trzaskając drzwiami, opuszcza dom bez słowa, bez spojrzenia.
Nienawidziłam takich chwil, gdy wychodził z domu po kłótni bez pogodzenia się. Zdarzyło nam się to może raz, albo dwa i to w czasie, gdy byłam w ciąży i buzowały we mnie hormony. Wkurzałam go i wiedziałam o tym, że wtedy moje zachowanie było bezsensowne. Dzisiaj wiem, że mam rację i nie są to żadne dyrdymały. Po prostu uciekł przed byciem szczerym i albo już mu na mnie nie zależało albo... sama nie wiem jak to tłumaczyć. 
 Oparłam się o ścianę w przedpokoju starając się uspokoić. Byłam cała w nerwach. W salonie otwarłam szufladę z ważnymi dokumentami i wyjęłam ukrytą paczkę papierosów miętowych. 
Zanim zaszłam w ciążę lubiłam od czasu zrelaksować się przy papierosie. Patrzeć na dym, podążać za nim, wychwytywać moment jak znika. Iluzja. Zrezygnowałam z nich całkowicie, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, ale zawsze miałam ukrytą tę paczkę. Na czarną godzinę. I chyba teraz właśnie nadeszła.
Zerknęłam do Blanki. Wciąż spała spokojnie. Zostawiłam uchylone drzwi i usiadłam na huśtawce w ogródku, wcześniej sprawdzając czy nie jest mokra od deszczu. Odpaliłam papierosa czując się jak nastolatka, która robi coś złego, a co jednocześnie daje jej przyjemność. 
Oczy miałam lekko wilgotne od łez. Dym zaczął mnie szczypać. Odzwyczaiłam się. 
- Nie do twarzy ci z papierosem – usłyszałam po drugim zakrztuszeniu się dymem.
- Naprawdę? – Spytałam z sarkazmem w głosie.
- Generalnie uważam, że kobieta i papieros to złe połączenie – nowy sąsiad odpowiedział spokojnie kładąc karton pełen książek i płyt CD na stole.
W ogóle mnie to nie obchodziło, co myślał. Nie miałam ochoty na dyskusję, co jest dobre, a co złe i co przystoi mężczyznom, a co kobietom nie, jednak, gdy zobaczyłam jego szczery uśmiech, zmiękłam i przestałam mieć ochotę na bycie niemiłą. 
- W zasadzie nie palę prawie od 2 lat, po prostu się zdenerwowałam – zgasiłam papierosa o mokrą kostkę brukową starając się uśmiechnąć, ale marnie mi to wychodziło.
- Coś się stało? – Spytał zaklejając karton taśmą. 
- Nic takiego, mała sprzeczka z mężem – wzruszam ramionami.
Przytaknął głową ze zrozumieniem, a ja uświadomiłam, że pewnie nie jest w garażu od paru minut, a dłużej i zapewne słyszał podniesione głosy przez uchylone okno w kuchni, a potem trzaśnięcie drzwi i odjeżdżający samochód.
Przeklęłam pod nosem, co odwróciło jego uwagę od klejenia kartonu. Uzmysłowiłam sobie, że Karol pojechał samochodem, a przecież miał spotkać się z Pawłem przy piwie. Miałam nadzieję, że wróci taksówką.
- W porządku? 
- Tak. I nie – dodałam po chwili. – Nigdy nie sądziłam, że kryzys małżeński dopadnie nas tak szybko.
  Z głębi garażu dochodziła cicha muzyka. Piosenka Kings of Lyon „Pyro” idealnie pasowała do ciszy po burzy.
- To poważna sprawa – przyznał, po czym przerwał zębami taśmę klejącą i spojrzał jednocześnie  w moim kierunku. Sama nie wiedziałam czemu, ale ta zwykła czynność wydała się być dla mnie tak zniewalająca, że czułam jak się zarumieniłam. Albo po prostu zaczynałam wariować z braku bliskości z mężem i dostrzegałam atrakcyjne aspekty nawet w prostych rzeczach.
- Nie dla mojego męża. Według niego wszystko jest w porządku.
- Może powinnaś go uświadomić. 
- Próbowałam, ale chyba widziałeś jak to się skończyło. 
Adam napisał coś czarnym markerem na kartonie i umieścił je w bagażniku swojego samochodu, po czym zabrał się za zaklejanie następnego, którego zawartości już nie zdążyłam dostrzec.
- Znowu się przeprowadzasz? – Spytałam przyłapując się na rozżaleniu w głosie.
- To tylko coś w rodzaju porządków. Mam za dużo pierdół – odparł z lekką konsternacją.
Jednak w poprzednim pudle dostrzegłam różowy notatnik i moją ulubioną powieść Cecelii Ahern „Zanim cię poznałam”. Nie sądziłam, że jakikolwiek facet lubuje się w tego typu powieściach i kolorach notatników. Wyglądało to na porządki po kobiecie, tylko zastanawiające było to, że wprowadził się tutaj sam, a te rzeczy jakimś cudem się tu z nim znalazły. Zżerała mnie ciekawość, jednak nie chcąc być wścibską sąsiadką spytałam tylko:
- Długo jesteś sam? 
Zaskoczyłam go. Wyglądał jakby nie miał pojęcia, o co pytam, a z domu zaraz wyjdzie jego równie zjawiskowa kobieta. Odwrócił się, znowu przerywając taśmę zębami, czego tym razem nie zobaczyłam, a potem odpowiedział:
- To już jakiś rok. 
Wyraźnie sposępniał, a ja poczułam  się głupio. Widocznie wciąż musiało to być dla niego bolesne, bez względu na to, w jaki sposób i dlaczego odeszła. Choć miałam wrażenie, że od początku w jego sposobie mówienia znajdowała się pewna rezerwa. Bez wątpienia pakowanie rzeczy byłej kobiety może nie należeć do przyjemnych. 
Znowu pomyślałam, że te głupie. Skoro tak długo nie są razem, dlaczego pakuje je teraz? Albo był aż tak sentymentalny i dopiero teraz stwierdził, że pora o niej zapomnieć raz na zawsze, albo... Los sam zmusił go do porządków. Chyba nie chciałam pytać go teraz w jaki sposób się rozstali, bo sądząc po jego smutku na twarzy, on sam też nie za był skory do rozmowy na ten temat. 
- Przepraszam, jestem zbyt ciekawska.
- Nie, to nic złego, że pytasz. Jesteśmy nowymi sąsiadami, normalne, że chcemy coś o sobie wiedzieć. 
Uśmiechnęłam się z wyraźną ulgą. 
- Może powinnaś zaskoczyć jakoś męża, tak wiesz, żeby zobaczył, że wcale nie musi być bezbarwnie, a przy okazji zmięknie – zmienił temat, po czym zamknął bagażnik. Wyglądało na to, że skończył już porządki.
- Cały czas liczyłam na to, że on to zrobi. Może jednak masz rację i powinnam przejąć ster. Tylko, co jeśli to nie podziała?
- Myślę, że powinnaś zmienić tok myślenia na bardziej pozytywny. 
- A jeśli i to nie pomoże to znaczy, że kryzys małżeński jest zaawansowany.
Zabawne jak szybko rozładował napięcie podsuwając mi pomysły na kolację. Okazało się, że poza informatyką lubi też gotować i wie, jakie przyprawy najlepiej wykorzystać do romantycznej kolacji. Powinnam wiedzieć, że gałka muszkatołowa działa w małych ilościach, bo jeśli przesadzę może wywołać halucynacje. A jeśli chcę rozbudzić wyobraźnię to najlepsze będą owoce morza: krewetki lub ostrygi. 
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, aż znowu zaczął padać deszcz, a ja uświadomiłam sobie, że Blanka w tym czasie mogła się obudzić. Pożegnaliśmy  się w pospiechu chowając za drzwiami przed nadchodzącą ulewą.
Na szczęście mała spała słodko jak suseł. Wzięłam szybki prysznic zamiast upragnionej kąpieli i położyłam się wygodnie w łóżku tak by mieć małą na oku. Sobotni wieczór powinien być idealny na kolację dla dwojga. A najlepiej gdyby mama zgodziła się zająć Blanką przez ten czas. Może wreszcie uda mi się rozładować napięcie panujące między nami już od dobrego miesiąca i pokażę mu, że bycie rodzicami nie ogranicza nas w żaden sposób od przyjemności. 
Zasnęłam szybko, lecz obudził mnie Karol wsuwający się do łóżka. Nie miałam pojęcia, która może być godzina. Odwróciłam się w jego stronę, ale położył się plecami do mnie. Lekko go objęłam, kładąc dłoń w okolicy obojczyka, ale nawet nie drgnął. Przybliżyłam się znacznie wtulając twarz w jego plecy i czując jego bicie serca przy swoim policzku. Zwykle nawet po jednym wypitym przez niego piwie wiedziałam, że pił, bo ja sama ograniczałam ilości alkoholu do jak najmniejszych, a więc łatwiej było mi wyczuć jego woń. Dziwne było tylko to, że nie wywęszyłam nic. Nic, poza nieznajomym mi zapachu żelu pod prysznic. Brzoskwinia... Nie lubiłam tego zapachu. I teraz drażnił moje nozdrza. 
Głęboki oddech Karola oznaczał, że zasnął. 
Ja nie mogłam. 
Gwałtownie podniosłam się z łóżka, a potem wolnym i bezszelestnym krokiem udałam się do łazienki. Przejrzałam szafkę z kosmetykami w łazience, ale nie znalazłam niczego, co mogłoby, chociaż trochę przypominać zapachem brzoskwinię.
Wróciłam do łóżka wsłuchując się na przemian w oddechy córki i męża.
Popadałam w paranoję. Zmyślam. Karol miał rację. Mam zbyt dużo czasu na myślenie.