piątek, 9 września 2016

Siódmy - "Jedna noc"

5 maja, czwartek




Zbliżała się trzecia nad ranem. Za chwilę kończyłem pracę. Wpatrywałem się w ciemność za oknem. Moje życie wydawało się być coraz bardziej żałosne.
Uciekłem. Niech im będzie, że mają rację.
Czułem, że zaczynam dobrze. Ale przecież nie planowałem tego, kto znajdzie się obok. To chyba jedyne na co nie miałem wpływu. Liczyłem na to, że kogoś poznam, kiedyś. Może nie tak szybko. Nie sądziłem, że będzie to ktoś taki jak ona.  Ani, że stanie się to zanim to wszystko się skończy….
Zastanawiałem się tylko, dlaczego na to pozwalam. Wychodzę na dwór, chociaż nie mam ochoty podnieść się z łóżka. Jednak wiem, że inaczej bym jej nie zobaczył. Zbliżam się, chociaż wiem, że przy niej nie umiem myśleć racjonalnie. Patrzę w jej oczy, bo  widzę w nich ukojenie, ale jednocześnie moją przegraną, bo to nie jej oczy powinny być dla mnie oazą spokoju. To kiedyś się skończy i nie sądzę, że zakończenie będzie dobre. Jednak to jak nałóg. Daje przyjemność i stwarza pozory bycia szczęśliwym, jednocześnie prowadząc ku porażce.  
Gdy wczoraj rano zbudził mnie telefon od ojca, który wyraźnie zapomniał, że czas w Polsce i Kanadzie różni się znacznie i zobaczyłem ją przez okno pijącą kawę na drewnianej huśtawce zupełnie odruchowo zakończyłem rozmowę z ojcem i wyszedłem na dwór. A gdy patrzyłem przez chwilę w jej zielone, kocie oczy czułem się jak nastolatek. Jakbym się unosił. A potem uświadomiłem sobie, że te oczy nie należą do mnie.
Bo oczy, które należały do mnie zamknęły się i są teraz niczyje. Już nawet nie wiem czy wyglądały tak jak te, które czasem patrzą na mnie w śnie.
Szukałem szczęścia. Nowych par oczu, które dadzą mi ukojenie po ciężkim dniu. Natknąłem się zupełnie przypadkiem na takie, ale one nie mogą mi dać niczego.
Poczułem się dziwnie, gdy wczoraj opowiadała mi o udanej kolacji z mężem. Mógłby nazywać się szczęściarzem, ale chyba nie zdawał sobie z tego sprawy, jaki skarb posiada. I może znałem ją zbyt krótko, ale byłem pewien, że jest wartościową, dobrą kobietą. W każdym jej słowie, uśmiechu było coś, że chciało się przy niej być, słuchać jej, patrzeć na nią. A ona tego potrzebowała. Ja jednak mogłem dać jej namiastkę tego, co mógłbym i chciałem jej dać.
Przyciągała mnie i podążyłbym za nią ślepo, pewnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Ani z konsekwencji.
Wybiła trzecia. Opuściłem budynek i wsiadłem do samochodu.
Nie powinienem był tyle o niej myśleć. To tylko pogłębiało to uczucie, którym ją darzyłem, a którego nie potrafiłem nazwać. Wiedziałem jedynie, że czułem za dużo i to mnie przerażało...




9  maja, poniedziałek

To miał być tylko powrót do formy po ciąży. Wprawdzie ostatnie dni były nieco zimniejsze niż podczas długiego weekendu majowego, lecz nie sądziłam, że półgodzinny bieg w piątkowy wieczór po okolicy skończy się bólem gardła, katarem i podwyższoną temperaturą. Pomyślałam, że może nasze relacje z Karolem ochłodziły się ze względu na zmianę mojego ciała. Wprawdzie nie ucierpiało ono tak bardzo, ale mój brzuch nie był tak płaski jak kiedyś. Może to było głównym powodem unikania zbliżeń. Choć wydawało mi się to głupie i niedojrzałe, jednak coś musiało być na rzeczy. Bo jego zmęczenie po pracy, jako wymówka już na mnie nie działała. Może zwyczajnie przestałam się mu podobać?
Całe szczęście Blanka była odporna na moje kichanie i zarazki, a dzisiejszy poranek zaczął się już niewątpliwie lepiej. W domu panowała cisza, Karol był w pracy. Przeziębienie odpuszczało, ale wciąż byłam osłabiona. Mleko z czosnkiem i miodem pomogło mi wrócić do żywych. Jako matka, nie mogłam sobie przecież pozwolić na takie występki jak przeziębienie, a już, co gorsza, na leżenie w łóżku. Choć najchętniej bym z niego nie wychodziła, jednak Karol uważał to za karygodne. Liczyłam na to, że wykaże odrobinę troski i zajmie się Blanką, a mnie pozwoli w spokoju wyzdrowieć. Przeliczyłam się jednak.
Gdy w sobotę rano zobaczył mnie na sofie pod ciepłym kocem z milionem zużytych chusteczek i paczką tabletek na przeziębienie obok, a Blankę samą w łóżeczku ze swoimi zabawkami, zdenerwował się przynajmniej tak jakbym zostawiła ją samą w domu. Mimo, że obserwowałam ją poprzez kamerkę i nic jej nie groziło. Zarzucił mi, że jestem nie odpowiedzialna używając jeszcze setki różnych epitetów, po których czułam się jak zła i okropna matka.
A przecież nie powinnam była mieć ani grama wyrzutów sumienia. To z nim było coś nie tak, a nie ze mną.
Słońce nieśmiało przebijało się zza chmur i gdy około południa temperatura podskoczyła do góry, postanowiłam wyjść z Blanką na dwór.
Ubrałam czarne legginsy, ciepły sweter w malinowym odcieniu i czarną ramoneskę. Przejrzałam się w lustrze. Większość osób zachwycała się moją figurą zaraz po ciąży, dzisiaj było o wiele lepiej, więc opcja, że po prostu moje ciało nie podoba się Karolowi była bezsensowna. Westchnęłam i wyszłam na dwór najpierw znosząc wózek Blanki, a potem wróciłam po córkę i trzymając ją na rękach patrzyłam z uśmiechem na twarzy jak mała cieszy się z wyjścia na zewnątrz.
- Wreszcie słonecznie – usłyszałam na podwórku obok i widząc sąsiada z kubkiem kawy i książką uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Dzień dobry – przywitałam się wsadzając małą do wózka. Zauważyłam, że wymienił plastikowy stół na wiklinowy komplet z dwoma krzesłami o niebieskich poduszkach.
Przytaknął głową przyglądając mi się z zaciekawieniem. Pomyślałam, że chyba po raz pierwszy widzi mnie ubraną w coś innego niż szary dres lub inne ciuchy, w których zapewne wyglądałam mniej kobieco. No i nie miałam też niedbale zaczesanych włosów.
- Wybieracie się gdzieś?
- Mały spacer po okolicy.
Nim się zorientowałam dołączył do nas, stwierdzając, że w zasadzie też ma ochotę na spacer.
                
    
- Nie masz nic przeciwko?
Miałam. Nie sądziłam, że to dobry pomysł, mimo że to nic złego, jednak z jakiegoś powodu nie potrafiłam mu odmówić.
Uśmiechał się tak rozbrajająco, słońce sprawiało, że wszystko wydawało się o wiele łatwiejsze, lecz świeży powiew wiatru uświadomił mi, że wciąż jestem jeszcze osłabiona i w dodatku niewyspana.
- Nie. Zawsze to raźniej – oznajmiłam.
- Wszystko w porządku?
- Tak. Ostatnio tylko dopadła mnie grypa i wciąż czuję się słabo.
- Mogłaś założyć szal, wbrew pozorom nie jest tak ciepło.
Zerknęłam na jego popielate szorty do kolan i t–shirt polo z długim rękawem. Powstrzymując się od śmiechu odparłam z udawaną pretensją w głosie:
- I kto to mówi?
- Jestem wyhartowany. Dużo biegam, choć nie ostatnio. Biegam zazwyczaj wtedy, gdy mam gorsze dni – roześmiał się.
- Czyli u Ciebie jak najbardziej ok?
- Jak nigdy dotąd – odpowiedział, choć odniosłam wrażenie, że w jego głosie zabrzmiała ironia.
- To znaczy, że do tej pory nie było za dobrze?
Wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Średnio.
- Co było nie tak?
- Wiele rzeczy.
- Na przykład?
Dobry humor zniknął z jego twarzy. Wiedziałam, że jest coś o czym wiem. A nawet wiele rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Jego przeprowadzka mogła wyglądać zwyczajnie dla naszych sąsiadów, jednak dla mnie ewidentnie była ucieczką od reszty świata. Pracował w nocy, rzadko wychodził z domu. Choć bardzo go polubiłam, zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego jak mało go znam, a jego lakoniczne odpowiedzi zaczynały mnie drażnić. Zdecydowanie wolał rozmawiać o mnie i o moim życiu. A ja wciąż nie miałam odwagi, by wprost zapytać, co było przyczyną jego przeprowadzki.
- Każdy z nas podejmuje decyzje, których żałuje. Błędy młodości, zgiełk dużego miasta zabierający czas, zabijający uczucia. Niepowodzenie w miłości. Wszystko to sprawiło, że znalazłem się tutaj i wiem, że jestem w dobrym miejscu. Że mogę zacząć od nowa.
Choć powiedział tak wiele, wciąż nie wiedziałam nic.
- Dlaczego wam nie wyszło? – Spytałam cicho, patrząc jak Blanka wpatruje się sennie w chmury.
- Po prostu nie było nam pisane spędzić razem resztę życia.
Przytaknęłam tylko głową, poddając się. Nie zamierzałam być zbyt ciekawska tak samo jak on nie zamierzał być zbyt wylewny. Zmieniłam zdanie, że chce wiedzieć o nim więcej niż wiem. Czułam się przy nim dobrze i to wystarczyło.
- Chyba pora zawrócić do domu, Blanka zasypia. Ja też chętnie bym się zdrzemnęła.
- To masz ku temu okazję – odparł, po czym skierowaliśmy się w stronę domu.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Blanka mało śpi popołudniami, a obawiam się, że gdy już zasnę ciężko będzie mnie zbudzić. I po zbyt krótkiej drzemce będę czuć się jeszcze gorzej.
- To widać. Wyglądasz na wyczerpaną. Ale mam pomysł.
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Po jego melancholijnym nastroju nie było już śladu, uśmiechał się przyjaźnie. A kiedy zaproponował, że zajmie się Blanką na dwie godziny, a ja mogę w tym czasie naładować baterie ucinając sobie długą drzemkę, nie potrafiłam mu odmówić. Może dlatego, że brzmiało to bardziej jak twierdzenie aniżeli propozycja. 
Przyniósł ze sobą książkę, którą wcześniej zostawił na stole, a ja pokazałam mu jak przygotować mleko dla Blanki, gdy się zbudzi. Oczywiście próbowałam go przekonać, że będzie w porządku jeśli zawoła mnie gdy tylko mała wstanie, jednak on uważał, że potrzebuję co najmniej godziny regeneracji. Nie sprzeczałam się, tylko na jego prośbę pokazałam mu co i jak zrobić.
Gdy przymknęłam drzwi od sypialni poczułam się nieswojo. Nie dlatego, że zostawiłam córkę z Adamem, ale dlatego, że świadomość bezstresowej drzemki dawno mi nie towarzyszyła. Bałam się, że Karol wróci wcześniej z pracy albo ja zasnę zbyt twardo i nie obudzę się do jego powrotu. Na pewno byłby zły widząc, że zostawiam córkę z obcym człowiekiem. Dla niego obcym. Choć w zasadzie wcześniejszy powrót do domu nie wchodził w grę. Dałabym sobie uciąć rękę, że nawet gdyby skończył pracę wcześniej i tak wróciłby do domu o normalnej porze.
Przez chwilę jeszcze myślałam o nowej dla mnie sytuacji i o tym, że wiem, iż pomoc Adama jest bezinteresowna. Uświadomiłam sobie, że to moment, kiedy powinnam skupić się tylko na sobie, bo wreszcie mam ku temu okazję. A więc zrobić to, czego potrzebuję najbardziej.
Zasnęłam.

Kiedy otworzyłam oczy poczułam jak bardzo chce mi się pić. Spojrzałam na zegarek. 14:03. Dwie godziny do powrotu Karola. Podniosłam się i zerknęłam do lustra. Czułam się lepiej, sen mi pomógł. Jednak nie wyglądałam lepiej. Oczy miałam jakby bardziej podpuchnięte, na twarzy zrobiłam się bledsza. Upiłam trochę wody niegazowanej stojącej tuż obok łóżka i upięłam włosy w luźny kucyk.
Na palcach podreptałam do drzwi i gdy weszłam do salonu zobaczyłam jak Adam siedzi na sofie trzymając Blankę na rękach i patrząc jak mała dzielnie trzyma sama butelkę w rączkach kończąc już mleko.
Zauważył mnie uśmiechając się lekko.
- Nie dawno się obudziła.
Spodziewałam się, że po przebudzeniu, Blanka może z płaczem zareagować na obcą przecież dla niej twarz. Jednak widocznie poczuła się bezpieczna mimo mojej nieobecności. Czasem, gdy rankiem to Karol wstawał wcześniej by wziąć ją do łóżka, nie przestawała płakać dopóki nie znalazła się obok mnie.
Usiadłam obok czując jak do oczu napływają mi łzy. Tak rzadko widywałam mojego męża karmiącego naszą córkę, spędzającego z nią czas. Bo kiedy już to robił widziałam na jego twarzy poczucie obowiązku, zero przyjemności z chwili. Nie licząc pierwszych tygodni po urodzeniu Blanki. Wtedy jeszcze byliśmy szczęśliwą rodziną. A przynajmniej tak to wyglądało. Naciągnęłam rękawy swetra na dłonie mając nadzieję, że moje rozklejenie szybko minie.
- W porządku? – Spytał cicho.
- Tak – odparłam, a Blanka na dźwięk mojego głosu podniosła główkę i upuszczając butelkę wyciągnęła rączki ku mnie. Wzięłam ją do siebie przytulając do ramion.
Adam patrzył na mnie uważnie, a ja miałam ochotę rozpłakać się jeszcze bardziej, a co gorsza wtulić się w jego ramiona. Totalnie się rozkleiłam.
- Na pewno? – Dopytywał. – Posmutniałaś.
- To wszystko dlatego, że chciałabym częściej widywać mojego męża w takich sytuacjach. Czasem czuję się jakbym mieszkała tutaj sama z Blanką – odparłam po dłuższej chwili. Wahałam się przez moment czy powinnam mu cokolwiek mówić. Jednak ufałam mu, wiedziałam też, że nie uwierzy w kolejne tak.
Adam pochylił głowę i uniósł butelkę z podłogi kładąc ją na stolik. To zadziwiające, że nie potrzebowałam od niego żadnych słów pocieszenia, bo wystarczyło, że po prostu był obok.
- Powinnam zająć się obiadem – oznajmiłam kładąc Blankę w łóżeczku i całując w czoło. – Dziękuję za pomoc.
Adam wciąż siedział na kanapie i patrzył na mnie troskliwie. Miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć. Jednak chyba wolałam niczego nie słyszeć, cokolwiek to było.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Mam nadzieję, że czujesz się lepiej.
Przytaknęłam patrząc jak wstaje i kieruje się ku wyjściu.
- Luiza – odwrócił się zatrzymując dłoń na klamce. – Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Gdybyś potrzebowała rozmowy, albo opiekunki. Służę pomocą – na jego twarzy widniała powaga, a jednocześnie pożegnał mnie tak przyjacielskim uśmiechem, że wiedziałam, że mówi prawdę.
Usiadłam patrząc jak Blanka bawi się maskotką Myszki Miki. I choć Adam wyszedł chwilę temu miałam wrażenie jakby zostawiając mi dobre słowa, zostawił też cząstkę siebie.
Zerknęłam na stolik. Zapomniał książki. Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi. Ciekawa pozycja, pomyślałam odkładając książkę na regał obok innych książek tak by została niezauważona przez mojego męża.

To dobry powód by złożyć jutro Adamowi wizytę o ile sam nie przypomni sobie, że ją zostawi i zapuka do moich drzwi by ją odzyskać. Miałam jednak nadzieję, że nie. Pomyślałam, że mam ochotę na ciasto czekoladowe. Oddanie książki i odwdzięczenie się za pomoc w opiece nad Blanką w postaci słodyczy była całkiem dobrym pomysłem na jutrzejszy poranek. Zresztą i mnie przyda się trochę słodyczy.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy tekst.
    Czułam się w niego wciągnięta.
    Oby tak dalej :D
    Pozdrawiam serdecznie
    http://bookparadisebynatalia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń