10 maja, wtorek
Stanęłam przed lustrem poprawiając dół dżinsowej sukienki. Może nie
wyglądałam jak na co dzień, ale też nie chciałam sprawiać wrażenia wystrojonej.
Zdecydowanie nie było w tym nic złego, że chciałam ładnie wyglądać. Jednak
czułam się nieswojo i miałam ochotę znowu wskoczyć w szary dres.
Nie stroiłam się dla Karola.
Odwróciłam się i przygryzając wargę spojrzałam na leżącą na stole książkę,
a na niej plastikowy pojemnik z dwoma porcjami ciasta czekoladowego, które
ozdobiłam malinami. Może powinnam po prostu odnieść mu książkę i darować sobie
ciasto, albo poczekać aż sam po nią przyjdzie udając, że nawet jej nie
zauważyłam.
Usiadłam zrezygnowana. Czułam się jak nastolatka, która boi się zrobić
pierwszy krok. Pierwszy raz przyszło mi do głowy, że być może celowo zostawił u
mnie swoją książkę. Westchnęłam patrząc na zegar. Wskazywał 12:18. Osiemnaście
minut stania przed lustrem i zastanawiania się czy dobrze wyglądam i czy to, co
zamierzam robić to zwykła sąsiedzka uprzejmość czy też coś więcej.
Czy gdyby Karol był dobrym, troskliwym i kochającym mężem czekałabym z
niecierpliwością na kolejne spotkania z Adamem? A może byłby tylko sąsiadem,
który czasem zagaja na temat pogody i o którym nie wiem nic.
Sięgnęłam po karteczkę samoprzylepną i czarnym długopisem zapisałam: Dziękuję za pomoc i za wszystko. Mam
nadzieję, że lubisz ciasto czekoladowe. Smacznego. Włożyłam ją do książki w
tym samym miejscu gdzie tkwiła zakładka i zatrzymując się przy bawiącej w łóżeczku
Blance powiedziałam:
- Mama zaraz wróci. Jednak dzisiaj nigdzie nie pójdziemy.
Na szczęście nie było zbyt ciepło, ani słonecznie, więc
pozostawienie książki i smakołyku na nowym stole sąsiada nie ryzykowało
rozpuszczeniem ciasta.
Wróciłam do domu i przebrałam się w szary dres. Nie powinnam była kusić
losu. Adam był przystojnym, samotnym mężczyzną, a ja mężatką, choć nie do końca
szczęśliwą kobietą. Ewidentnie nas do siebie ciągnęło, ale chyba powinnam
przystopować. I nie dlatego, że tego nie chciałam, ale dlatego, że wciąż miałam
męża. I nawet, jeśli on nie był uczciwy wobec mnie, ja nie zamierzałam w
jakikolwiek sposób przyczyniać się do rozpadu naszego małżeństwa.
Tuż po obiedzie temperatura znacznie podskoczyła do góry, a ja
stwierdziłam, że to dobry pomysł żeby rozwiesić pranie na podwórku. Karol jak
zwykle leżał na sofie, co jakiś czas ucinając sobie chwilowe drzemki, z których
wybudzała go Blanka gaworząc podczas oglądania bajki.
Wyszłam na dwór w tym samym momencie, gdy Adam wjechał na podjazd. Choć na
pierwszy rzut oka nie wyglądał zbyt dobrze, szybko na jego twarzy pojawił się
uśmiech.
- Cześć, dziękuję za ciasto. Przywołałaś smak mojego dzieciństwa.
- Hej, cieszę się. Mam nadzieję, że to oznacza, iż smakowało.
- No jasne, niemal identyczne jak ciasto mojej mamy - uśmiechnął się z
lekką nostalgią w spojrzeniu. - Opłacało się zapomnieć książki.
Przez chwilę miałam wrażenie, że właśnie ugryzł się w język i stało się
niemal pewne dla mnie, że książkę zostawił celowo. Roześmiałam się jedynie, bo
kątem oka dostrzegłam jak Karol zatrzymuje się przy oknie w kuchni na chwilę, a
potem znika przyłapany. Choć w zasadzie to ja poczułam się jak przyłapana,
mimo, że zwyczajnie zamieniłam kilka słów ze sąsiadem.
Gdy wróciłam do domu, Blanka została sama w salonie, a Karol krzątał się po
kuchni. Miałam cichą nadzieję, że tylko widział, a nie słyszał naszą krótką
rozmowę. Nie byłam pewna czy okno w kuchni było zamknięte. Usadowiłam małą w
łóżeczku tak by mieć na nią widok z kuchni i lekko poddenerwowana dołączyłam do
męża. Wiedziałam, że robię źle. Nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, a jednak
miałam. Starałam się ukrywać relacje z Adamem przed Karolem, a więc
usprawiedliwianie się, że jest on tylko miłym sąsiadem przestawało na mnie
działać. Zdecydowanie coraz bardziej go lubiłam.
- Chyba dobrze się już znacie, co? - Spytał stojąc oparty o blat kuchenny z
nadgryzionym jabłkiem w ręku.
- Spędzam tyle czasu w domu, więc to normalne, że znam naszych sąsiadów.
- Nie zauważyłem byś kiedykolwiek tak ochoczo rozmawiała z panią Bogną.
Spojrzałam na niego z przekąsem.
- Może, dlatego, że ona niemal wcale nie wychodzi z domu?
Pani Bogna to schorowana staruszka, którą trzy razy dziennie odwiedza
opiekunka, a w weekendy przyjeżdżają do niej dorosłe już dzieci z wnukami.
Kiedy byłam jeszcze szczerbatą sześciolatką częstowała mnie irysami ilekroć
tylko spotkałam ją na dworze i wtedy faktycznie była rozmowną osobą, ale z
wiekiem stała się bardziej zmęczona i małomówna, aż wreszcie przestała
wychodzić z domu. To tylko potwierdzało to jak mało Karol wie o naszej okolicy.
- To fakt, dawno jej nie widziałem.
Przewróciłam oczami przygotowując podwieczorek dla Blanki. Cały ten czas
czułam uważne spojrzenie Karola na sobie. Irytowało mnie to, bo gdyby on
chociaż coś mówił, a nie tylko gapił się jakby czekał aż zacznę się tłumaczyć.
Nie
zamierzałam tego robić.
- O czym rozmawialiście? – Spytał chłodno.
W mojej głowie nagle zaczął się istny chaos. Miałam mu powiedzieć, że
podzieliłam się z nim ciastem czekoladowym, a w zasadzie był to dowód
wdzięczności za opiekę nad Blanką, podczas gdy ja mogłam się wreszcie wyspać?
Nie wiedziałam też czy sprawdza mnie, czy naprawdę nie wiedział, o czym
rozmawialiśmy.
Zawsze wyznawałam zasadę, że kiedy nie wiesz, co powiedzieć, mów prawdę,
ale tym razem miałam co do tego wątpliwości. Nie chciałam by Karol miał
jakiekolwiek powody do zazdrości, ale skoro już tyle przed nim ukryłam to
wychodziło na to, że powinien je mieć.
- O pierdołach – odparłam starając się brzmieć tak jakby pogawędka z Adamem
nie miała dla mnie najmniejszego znaczenia.
Karol roześmiał się szyderczo.
- Coś nie tak? – Spytałam przekładając kaszkę malinową do różowej miseczki.
- Nic, po prostu nie pierwszy raz widzę, że rozmawiacie. Może jestem
zazdrosny – odparł złowrogo. – Całymi dniami lub nocami mnie nie ma, więc mam
prawo się martwić widząc, że przy nim promieniejesz, a jak tylko pojawiłaś się
w kuchni to pochmurna i niewesoła.
Odwróciłam się zaskoczona. Nie sądziłam, że promienieję w obecności
sąsiada. Naprawdę ucieszyłam się, że przypomniałam mu dzieciństwo smakiem
ciasta. Rzadko, kiedy słyszę coś pochlebnego od swojego męża, więc nie dziwne,
że cieszę się, gdy ktoś obcy mnie docenia.
- Po prostu dziękował mi za ciasto, którym go wczoraj poczęstowałam. Cieszę
się, że ktoś docenia to, co robię. Mimo, że to nic wielkiego.
Karol jeszcze bardziej się rozzłościł wyczuwając aluzję, co do jego braku
zainteresowania i obojętności. Chyba to bardziej zabolało go niż sama rozmowa z
sąsiadem i podarowanie mu ciasta. Nie pytał o więcej, więc nie zamierzałam go wtajemniczać
w resztę.
- Uważasz, że jestem złym mężem?
- Nie mogę tego powiedzieć. Nie krzywdzisz mnie, ale... – Westchnęłam
widząc jego zszokowane spojrzenie jakbym właśnie burzyła jego idealną wizję
naszego nieidealnego małżeństwa. – Twoja obojętność i niezaangażowanie jest
chyba tak samo bolesne.
- Czyli jestem zły – warknął. – Tylko, w czym on jest lepszy ode mnie?
- Na litość boską! – Odstawiłam miseczkę z kaszką na blat. – Nie mieszaj w
to Bogu ducha winnego sąsiada, tylko przejrzyj na oczy. Próbowałam jakoś
zażegnać nasz kryzys i wydawało mi się, że sukcesywnie. Ale to było chwilowe i
naprawdę nie wiem już, co mam robić żeby było dobrze, jak dawniej. A Ty teraz
doszukujesz się w tym mojej winy, snując jakieś chore scenariusze. Ale to nie
nasz sąsiad jest tutaj przyczyną, a Twoje bierne tkwienie w tym, co razem
stworzyliśmy. Więc jeśli uważasz, że coś jest nie tak to najpierw przyjrzyj się
sobie.
Odebrało mu mowę, ale byłam dumna z siebie, że wygarnęłam mu wszystko, co
do tej pory kłębiło mi się w głowie. Sięgnęłam po kaszkę dla Blanki i
zostawiłam go samego w kuchni. Wiedziałam, że nawet, jeśli miałam rację i on
też to dostrzegł, to dzisiaj nie usłyszę z jego ust żadnego słowa. Czy to
miałoby być przyznanie racji, skrucha, czy inny zarzut, on dzisiaj nie schowa
swojej męskiej dumy do kieszeni.
I nie myliłam się, już po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. W głowie
przemknęły mi chwile z dnia naszego ślubu. Jego pełne zachwytu spojrzenie, gdy
zobaczył mnie w długiej, kremowej sukni. Jego wzruszenie, gdy zakładał mi na
palec złotą obrączkę. Jego szczęśliwe, zaspane spojrzenie, gdy obudziliśmy się
o poranku po raz pierwszy, jako małżeństwo. Dziś tego nie było, nawet
namiastki. A na wspomnienie o tym czułam pustkę, rozrywającą mnie w środku.
Nie chciałam wiedzieć gdzie zamierzał pójść, ale miałam nadzieję, że
potrzebuje być sam ze sobą by wszystko przemyśleć i wysunąć właściwe wnioski.
Oby właściwe.
https://www.youtube.com/watch?v=nNsZVO6Yy0k
Nie wiem czy jestem w stanie dalej czytać tą książkę bo główna bohaterka coraz bardziej mnie denerwuje :D
OdpowiedzUsuńWiesz, właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że jakąkolwiek postać będę chciała wykreować, to i tak zawsze będzie przypominać mnie. Niezdecydowaną, naiwną, przestraszoną, zakłamaną. Ot, cała historyja.
UsuńWyobraź więc sobie, co ja mam ze sobą... ;>
Pozdrawiam :)
Mam nadzieje ze nie jest to zdrada bo chyba ku temu sklania się nasza bohaterka ;)
Usuń