sobota, 15 października 2016

10. Jestem

Jestem. I jeszcze zamierzam być.

Jestem. Może inna, może zbyt zwyczajna. I niektórym może się to nie podobać. 
Bo nie uśmiecham się do każdej mijanej osoby. Bo zamiast radiowego shitu, wolę emocjonalne, stare piosenki. Bo nie potrzebuję zbyt dużo osób wokół siebie. Bo wolę nie być w czyimś życiu, niż być na chwilę. Bo lubię wychodzić z domu sama. Bo od mocno zakrapianej alkoholem imprezy, wolę spokojny wieczór w domowym zaciszu. Z herbatą i dobrą książką w ręku. Bo nie piję kawy w pracy. Bo nie rozmawiam o byle z czym, z byle kim. Bo nie lubię głośnych kobiet. Bo nie lubię namawiania, gdy czegoś nie chcę. Bo zadzieram nosa, milcząc. Bo wciąż wierzę, że dobro zwycięża. Bo mam trzy osobne gąbęczki, do blatu, kuchenki, do naczyń. Bo nie znam wiodących, najdroższych marek odzieżowych. Bo nie umiem pływać, bo nie lubię szwędać się po pubach. Bo lubię się wyspać. 
Bo jestem sobą. 
 
image.jpeg
 

Gdybym była zawsze taką osobą, jaką jestem w samotności lub wśród bliskich osób, byłabym chyba bardziej lubiana. Jednak nie o to chodzi, by być lubianym przez wszystkich. A być sobą. 

Nic na siłę. Wszystko dla siebie. Pod tym względem przyda się trochę, a nawet więcej egoizmu. Powinniśmy być w centrum swojego świata. W zgodzie ze sobą, mieć gdzieś w tyle to, co mówią inni. Ich szydercze, ciche uśmieszki, spojrzenia zawistne, niedojrzałość, potrzebę bycia lepszym, sprawiania innym przykrości, bo nie są tacy jak oni by chcieli. Jedno mamy życie i grunt to iść przez nie po swojemu, bo nikt za nas nie przeżyje...

 

 

wtorek, 20 września 2016

9. Kryzys i o Wattpadzie słów kilka

Ok. Ja wiem, że nie jestem najlepszą pisarką. O ile nawet mogę się tak nazywać. Przez jakiś czas publikowałam tutaj swoje opowiadanie. Przez chwilę nawet byłam z siebie dumna, że je opublikowałam. Pominę fakt, że ostatnie miesiące były dla mnie trochę depresyjne, co sprawiło, że wykreowałam postać jakiej nie chciałam. I nie uraził mnie żaden komentarz, za wiele ich nie było. Jeden tylko utwierdził mnie w tym, że moja bohaterka jest STRASZNA.


Jednak, czarę goryczy przelała platforma z opowiadaniami Wattpad. To miejsce, gdzie za darmo można czytać i publikować swoje dzieła. Super! I ja tak myślałam zakładając tam konto. Najbardziej cieszył mnie fakt, że poczytam za darmo. Zobaczę opowiadania innych początkujących osób. 

Zanim natknęłam się na jakieś w miarę dobre, interesujące opowiadanie, musiałam przebić się przez chłam. Dosłownie. Na początku to było śmieszne. Ciągle kategorie fun fiction, fantasy, o wampirach, wilkołakach itp. No dobra, nie moje klimaty, ale... Te opowiadanie głównie są żenujące. 
Do rzeczy.
Napisane są głównie przez osóbki w wieku od 13-15 i, UWAGA, zawierają wulgaryzmy i treści 18+. Normalka, prawda? 😱
sorry love funny reaction food

Główni bohatrowie takich opowiadań to idole tych dziewczynek, ale w innym wcieleniu. Na przyklad Harry Styles - szef korporacji, Zayn - wilkołak. Poznają biedne dziewczynki i je wykorzystują. Głównie seksualnie. Ja się nie dziwię, że tym sławnym chłpakom odpierdziela albo popadają w depresję, oni po prostu musieli przeczytać któreś z tych opowiadań. Ale mam nadzieję, że nie. 
Po drugie - te opowiadania zazwyczaj nie zawierają żadnych znaków interpunkcyjnych. A o masakrycznych błędach już nie powiem. Bo oczywiście, pisarz ma prawo popełniać błędy, od tego jest korekta.  Ale nie w każdym słowie i nie TAKIE. 
Po trzecie - ten świat nie zmierza w dobrym kierunku. Ok, kiedyś też wzięłam książkę mamy i czytałam ją z wypiekami na twarzy, bo trafiłam na Danielle Stelle. Ale uważam, że new adult nie powinna być sprzedawana dziewczynkom do lat 18. Nie mówię już o tym do jakich miejsc w sieci mają dostęp dzieciaki, gdy rodzice tego nie pilnują. Jednak gdy owa trzynastolatka opisuje scenę seksu w tak wulgarny sposób, w jaki chyba nawet nie śmiałby opisać dorosły facet, to sorry, ale ja mam dość. 
Przypomniałam sobie, jak w szóstej podstawówce, na lekcji języka polskiego zadano nam napisanie opowiadania. Nie pamiętam już czy tematyka była dobrowolna, ale moje wypracowanie było o dziewczynce spacerującej po lesie, która spotyka leśnego skrzata. Ten zaś opowiada jej o ich magicznym świecie. A teraz co napisze trzynastolatka? Historię o Harrym i ich pierwszym razie...
Rodzice, sprawdzajcie komputery swoich dzieci, proszę!!!
Po czwarte, uważam, że jeżeli istnieje taki portal, to powinien mieć on jakiś poziom. Jakieś wymagania. A nie szalej dusza. Bo tych pożal się opowiadań nie powinien zobaczyć nawet kosz na śmieci.
Wiem, że mamy wolność słowa, że od czegoś trzeba zacząć. Pewnie czytając dziś swoje opowiadania, napisane w wieku trzynastu lat, turlałabym się ze śmiechu po podłodze. Ale nie paliłabym  się ze wstydu. 
Naprawdę, mój świat runął. Bo wiem, dziś seks sprzedaje się najlepiej, ale czy warto w to wciągać biedne dzieci? 

Czy może ktoś z Was zna podobne strony jak Wattpad? Czy może powinnam sobie dać spokój z czymś takim, zostać na blogu i podejść do sprawy na poważnie? 
Dziękuję, dobranoc.

piątek, 16 września 2016

Ósmy - "Jedna noc"

10 maja, wtorek



Stanęłam przed lustrem poprawiając dół dżinsowej sukienki. Może nie wyglądałam jak na co dzień, ale też nie chciałam sprawiać wrażenia wystrojonej. Zdecydowanie nie było w tym nic złego, że chciałam ładnie wyglądać. Jednak czułam się nieswojo i miałam ochotę znowu wskoczyć w szary dres.
Nie stroiłam się dla Karola.
Odwróciłam się i przygryzając wargę spojrzałam na leżącą na stole książkę, a na niej plastikowy pojemnik z dwoma porcjami ciasta czekoladowego, które ozdobiłam malinami. Może powinnam po prostu odnieść mu książkę i darować sobie ciasto, albo poczekać aż sam po nią przyjdzie udając, że nawet jej nie zauważyłam.
Usiadłam zrezygnowana. Czułam się jak nastolatka, która boi się zrobić pierwszy krok. Pierwszy raz przyszło mi do głowy, że być może celowo zostawił u mnie swoją książkę. Westchnęłam patrząc na zegar. Wskazywał 12:18. Osiemnaście minut stania przed lustrem i zastanawiania się czy dobrze wyglądam i czy to, co zamierzam robić to zwykła sąsiedzka uprzejmość czy też coś więcej.
Czy gdyby Karol był dobrym, troskliwym i kochającym mężem czekałabym z niecierpliwością na kolejne spotkania z Adamem? A może byłby tylko sąsiadem, który czasem zagaja na temat pogody i o którym nie wiem nic.
Sięgnęłam po karteczkę samoprzylepną i czarnym długopisem zapisałam: Dziękuję za pomoc i za wszystko. Mam nadzieję, że lubisz ciasto czekoladowe. Smacznego. Włożyłam ją do książki w tym samym miejscu gdzie tkwiła zakładka i zatrzymując się przy bawiącej w łóżeczku Blance powiedziałam:
- Mama zaraz wróci. Jednak dzisiaj nigdzie nie pójdziemy.
Na szczęście nie było zbyt ciepło, ani słonecznie, więc pozostawienie książki i smakołyku na nowym stole sąsiada nie ryzykowało rozpuszczeniem ciasta.
Wróciłam do domu i przebrałam się w szary dres. Nie powinnam była kusić losu. Adam był przystojnym, samotnym mężczyzną, a ja mężatką, choć nie do końca szczęśliwą kobietą. Ewidentnie nas do siebie ciągnęło, ale chyba powinnam przystopować. I nie dlatego, że tego nie chciałam, ale dlatego, że wciąż miałam męża. I nawet, jeśli on nie był uczciwy wobec mnie, ja nie zamierzałam w jakikolwiek sposób przyczyniać się do rozpadu naszego małżeństwa.



Tuż po obiedzie temperatura znacznie podskoczyła do góry, a ja stwierdziłam, że to dobry pomysł żeby rozwiesić pranie na podwórku. Karol jak zwykle leżał na sofie, co jakiś czas ucinając sobie chwilowe drzemki, z których wybudzała go Blanka gaworząc podczas oglądania bajki.
Wyszłam na dwór w tym samym momencie, gdy Adam wjechał na podjazd. Choć na pierwszy rzut oka nie wyglądał zbyt dobrze, szybko na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Cześć, dziękuję za ciasto. Przywołałaś smak mojego dzieciństwa.
- Hej, cieszę się. Mam nadzieję, że to oznacza, iż smakowało.
- No jasne, niemal identyczne jak ciasto mojej mamy - uśmiechnął się z lekką nostalgią w spojrzeniu. - Opłacało się zapomnieć książki.
Przez chwilę miałam wrażenie, że właśnie ugryzł się w język i stało się niemal pewne dla mnie, że książkę zostawił celowo. Roześmiałam się jedynie, bo kątem oka dostrzegłam jak Karol zatrzymuje się przy oknie w kuchni na chwilę, a potem znika przyłapany. Choć w zasadzie to ja poczułam się jak przyłapana, mimo, że zwyczajnie zamieniłam kilka słów ze sąsiadem.

Gdy wróciłam do domu, Blanka została sama w salonie, a Karol krzątał się po kuchni. Miałam cichą nadzieję, że tylko widział, a nie słyszał naszą krótką rozmowę. Nie byłam pewna czy okno w kuchni było zamknięte. Usadowiłam małą w łóżeczku tak by mieć na nią widok z kuchni i lekko poddenerwowana dołączyłam do męża. Wiedziałam, że robię źle. Nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, a jednak miałam. Starałam się ukrywać relacje z Adamem przed Karolem, a więc usprawiedliwianie się, że jest on tylko miłym sąsiadem przestawało na mnie działać. Zdecydowanie coraz bardziej go lubiłam.
- Chyba dobrze się już znacie, co? - Spytał stojąc oparty o blat kuchenny z nadgryzionym jabłkiem w ręku.
- Spędzam tyle czasu w domu, więc to normalne, że znam naszych sąsiadów.
- Nie zauważyłem byś kiedykolwiek tak ochoczo rozmawiała z panią Bogną.
Spojrzałam na niego z przekąsem.
- Może, dlatego, że ona niemal wcale nie wychodzi z domu?
Pani Bogna to schorowana staruszka, którą trzy razy dziennie odwiedza opiekunka, a w weekendy przyjeżdżają do niej dorosłe już dzieci z wnukami. Kiedy byłam jeszcze szczerbatą sześciolatką częstowała mnie irysami ilekroć tylko spotkałam ją na dworze i wtedy faktycznie była rozmowną osobą, ale z wiekiem stała się bardziej zmęczona i małomówna, aż wreszcie przestała wychodzić z domu. To tylko potwierdzało to jak mało Karol wie o naszej okolicy.
- To fakt, dawno jej nie widziałem.
Przewróciłam oczami przygotowując podwieczorek dla Blanki. Cały ten czas czułam uważne spojrzenie Karola na sobie. Irytowało mnie to, bo gdyby on chociaż coś mówił, a nie tylko gapił się jakby czekał aż zacznę się tłumaczyć.
      Nie zamierzałam tego robić.
- O czym rozmawialiście? – Spytał chłodno.
W mojej głowie nagle zaczął się istny chaos. Miałam mu powiedzieć, że podzieliłam się z nim ciastem czekoladowym, a w zasadzie był to dowód wdzięczności za opiekę nad Blanką, podczas gdy ja mogłam się wreszcie wyspać? Nie wiedziałam też czy sprawdza mnie, czy naprawdę nie wiedział, o czym rozmawialiśmy.
Zawsze wyznawałam zasadę, że kiedy nie wiesz, co powiedzieć, mów prawdę, ale tym razem miałam co do tego wątpliwości. Nie chciałam by Karol miał jakiekolwiek powody do zazdrości, ale skoro już tyle przed nim ukryłam to wychodziło na to, że powinien je mieć.
- O pierdołach – odparłam starając się brzmieć tak jakby pogawędka z Adamem nie miała dla mnie najmniejszego znaczenia.
Karol roześmiał się szyderczo.
- Coś nie tak? – Spytałam przekładając kaszkę malinową do różowej miseczki.
- Nic, po prostu nie pierwszy raz widzę, że rozmawiacie. Może jestem zazdrosny – odparł złowrogo. – Całymi dniami lub nocami mnie nie ma, więc mam prawo się martwić widząc, że przy nim promieniejesz, a jak tylko pojawiłaś się w kuchni to pochmurna i niewesoła.
Odwróciłam się zaskoczona. Nie sądziłam, że promienieję w obecności sąsiada. Naprawdę ucieszyłam się, że przypomniałam mu dzieciństwo smakiem ciasta. Rzadko, kiedy słyszę coś pochlebnego od swojego męża, więc nie dziwne, że cieszę się, gdy ktoś obcy mnie docenia.
- Po prostu dziękował mi za ciasto, którym go wczoraj poczęstowałam. Cieszę się, że ktoś docenia to, co robię. Mimo, że to nic wielkiego.
Karol jeszcze bardziej się rozzłościł wyczuwając aluzję, co do jego braku zainteresowania i obojętności. Chyba to bardziej zabolało go niż sama rozmowa z sąsiadem i podarowanie mu ciasta. Nie pytał o więcej, więc nie zamierzałam go wtajemniczać w resztę.
- Uważasz, że jestem złym mężem?
- Nie mogę tego powiedzieć. Nie krzywdzisz mnie, ale... – Westchnęłam widząc jego zszokowane spojrzenie jakbym właśnie burzyła jego idealną wizję naszego nieidealnego małżeństwa. – Twoja obojętność i niezaangażowanie jest chyba tak samo bolesne.
- Czyli jestem zły – warknął. – Tylko, w czym on jest lepszy ode mnie?
- Na litość boską! – Odstawiłam miseczkę z kaszką na blat. – Nie mieszaj w to Bogu ducha winnego sąsiada, tylko przejrzyj na oczy. Próbowałam jakoś zażegnać nasz kryzys i wydawało mi się, że sukcesywnie. Ale to było chwilowe i naprawdę nie wiem już, co mam robić żeby było dobrze, jak dawniej. A Ty teraz doszukujesz się w tym mojej winy, snując jakieś chore scenariusze. Ale to nie nasz sąsiad jest tutaj przyczyną, a Twoje bierne tkwienie w tym, co razem stworzyliśmy. Więc jeśli uważasz, że coś jest nie tak to najpierw przyjrzyj się sobie.
Odebrało mu mowę, ale byłam dumna z siebie, że wygarnęłam mu wszystko, co do tej pory kłębiło mi się w głowie. Sięgnęłam po kaszkę dla Blanki i zostawiłam go samego w kuchni. Wiedziałam, że nawet, jeśli miałam rację i on też to dostrzegł, to dzisiaj nie usłyszę z jego ust żadnego słowa. Czy to miałoby być przyznanie racji, skrucha, czy inny zarzut, on dzisiaj nie schowa swojej męskiej dumy do kieszeni.
I nie myliłam się, już po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. W głowie przemknęły mi chwile z dnia naszego ślubu. Jego pełne zachwytu spojrzenie, gdy zobaczył mnie w długiej, kremowej sukni. Jego wzruszenie, gdy zakładał mi na palec złotą obrączkę. Jego szczęśliwe, zaspane spojrzenie, gdy obudziliśmy się o poranku po raz pierwszy, jako małżeństwo. Dziś tego nie było, nawet namiastki. A na wspomnienie o tym czułam pustkę, rozrywającą mnie w środku.
Nie chciałam wiedzieć gdzie zamierzał pójść, ale miałam nadzieję, że potrzebuje być sam ze sobą by wszystko przemyśleć i wysunąć właściwe wnioski.

Oby właściwe.

https://www.youtube.com/watch?v=nNsZVO6Yy0k

piątek, 9 września 2016

Siódmy - "Jedna noc"

5 maja, czwartek




Zbliżała się trzecia nad ranem. Za chwilę kończyłem pracę. Wpatrywałem się w ciemność za oknem. Moje życie wydawało się być coraz bardziej żałosne.
Uciekłem. Niech im będzie, że mają rację.
Czułem, że zaczynam dobrze. Ale przecież nie planowałem tego, kto znajdzie się obok. To chyba jedyne na co nie miałem wpływu. Liczyłem na to, że kogoś poznam, kiedyś. Może nie tak szybko. Nie sądziłem, że będzie to ktoś taki jak ona.  Ani, że stanie się to zanim to wszystko się skończy….
Zastanawiałem się tylko, dlaczego na to pozwalam. Wychodzę na dwór, chociaż nie mam ochoty podnieść się z łóżka. Jednak wiem, że inaczej bym jej nie zobaczył. Zbliżam się, chociaż wiem, że przy niej nie umiem myśleć racjonalnie. Patrzę w jej oczy, bo  widzę w nich ukojenie, ale jednocześnie moją przegraną, bo to nie jej oczy powinny być dla mnie oazą spokoju. To kiedyś się skończy i nie sądzę, że zakończenie będzie dobre. Jednak to jak nałóg. Daje przyjemność i stwarza pozory bycia szczęśliwym, jednocześnie prowadząc ku porażce.  
Gdy wczoraj rano zbudził mnie telefon od ojca, który wyraźnie zapomniał, że czas w Polsce i Kanadzie różni się znacznie i zobaczyłem ją przez okno pijącą kawę na drewnianej huśtawce zupełnie odruchowo zakończyłem rozmowę z ojcem i wyszedłem na dwór. A gdy patrzyłem przez chwilę w jej zielone, kocie oczy czułem się jak nastolatek. Jakbym się unosił. A potem uświadomiłem sobie, że te oczy nie należą do mnie.
Bo oczy, które należały do mnie zamknęły się i są teraz niczyje. Już nawet nie wiem czy wyglądały tak jak te, które czasem patrzą na mnie w śnie.
Szukałem szczęścia. Nowych par oczu, które dadzą mi ukojenie po ciężkim dniu. Natknąłem się zupełnie przypadkiem na takie, ale one nie mogą mi dać niczego.
Poczułem się dziwnie, gdy wczoraj opowiadała mi o udanej kolacji z mężem. Mógłby nazywać się szczęściarzem, ale chyba nie zdawał sobie z tego sprawy, jaki skarb posiada. I może znałem ją zbyt krótko, ale byłem pewien, że jest wartościową, dobrą kobietą. W każdym jej słowie, uśmiechu było coś, że chciało się przy niej być, słuchać jej, patrzeć na nią. A ona tego potrzebowała. Ja jednak mogłem dać jej namiastkę tego, co mógłbym i chciałem jej dać.
Przyciągała mnie i podążyłbym za nią ślepo, pewnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Ani z konsekwencji.
Wybiła trzecia. Opuściłem budynek i wsiadłem do samochodu.
Nie powinienem był tyle o niej myśleć. To tylko pogłębiało to uczucie, którym ją darzyłem, a którego nie potrafiłem nazwać. Wiedziałem jedynie, że czułem za dużo i to mnie przerażało...




9  maja, poniedziałek

To miał być tylko powrót do formy po ciąży. Wprawdzie ostatnie dni były nieco zimniejsze niż podczas długiego weekendu majowego, lecz nie sądziłam, że półgodzinny bieg w piątkowy wieczór po okolicy skończy się bólem gardła, katarem i podwyższoną temperaturą. Pomyślałam, że może nasze relacje z Karolem ochłodziły się ze względu na zmianę mojego ciała. Wprawdzie nie ucierpiało ono tak bardzo, ale mój brzuch nie był tak płaski jak kiedyś. Może to było głównym powodem unikania zbliżeń. Choć wydawało mi się to głupie i niedojrzałe, jednak coś musiało być na rzeczy. Bo jego zmęczenie po pracy, jako wymówka już na mnie nie działała. Może zwyczajnie przestałam się mu podobać?
Całe szczęście Blanka była odporna na moje kichanie i zarazki, a dzisiejszy poranek zaczął się już niewątpliwie lepiej. W domu panowała cisza, Karol był w pracy. Przeziębienie odpuszczało, ale wciąż byłam osłabiona. Mleko z czosnkiem i miodem pomogło mi wrócić do żywych. Jako matka, nie mogłam sobie przecież pozwolić na takie występki jak przeziębienie, a już, co gorsza, na leżenie w łóżku. Choć najchętniej bym z niego nie wychodziła, jednak Karol uważał to za karygodne. Liczyłam na to, że wykaże odrobinę troski i zajmie się Blanką, a mnie pozwoli w spokoju wyzdrowieć. Przeliczyłam się jednak.
Gdy w sobotę rano zobaczył mnie na sofie pod ciepłym kocem z milionem zużytych chusteczek i paczką tabletek na przeziębienie obok, a Blankę samą w łóżeczku ze swoimi zabawkami, zdenerwował się przynajmniej tak jakbym zostawiła ją samą w domu. Mimo, że obserwowałam ją poprzez kamerkę i nic jej nie groziło. Zarzucił mi, że jestem nie odpowiedzialna używając jeszcze setki różnych epitetów, po których czułam się jak zła i okropna matka.
A przecież nie powinnam była mieć ani grama wyrzutów sumienia. To z nim było coś nie tak, a nie ze mną.
Słońce nieśmiało przebijało się zza chmur i gdy około południa temperatura podskoczyła do góry, postanowiłam wyjść z Blanką na dwór.
Ubrałam czarne legginsy, ciepły sweter w malinowym odcieniu i czarną ramoneskę. Przejrzałam się w lustrze. Większość osób zachwycała się moją figurą zaraz po ciąży, dzisiaj było o wiele lepiej, więc opcja, że po prostu moje ciało nie podoba się Karolowi była bezsensowna. Westchnęłam i wyszłam na dwór najpierw znosząc wózek Blanki, a potem wróciłam po córkę i trzymając ją na rękach patrzyłam z uśmiechem na twarzy jak mała cieszy się z wyjścia na zewnątrz.
- Wreszcie słonecznie – usłyszałam na podwórku obok i widząc sąsiada z kubkiem kawy i książką uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Dzień dobry – przywitałam się wsadzając małą do wózka. Zauważyłam, że wymienił plastikowy stół na wiklinowy komplet z dwoma krzesłami o niebieskich poduszkach.
Przytaknął głową przyglądając mi się z zaciekawieniem. Pomyślałam, że chyba po raz pierwszy widzi mnie ubraną w coś innego niż szary dres lub inne ciuchy, w których zapewne wyglądałam mniej kobieco. No i nie miałam też niedbale zaczesanych włosów.
- Wybieracie się gdzieś?
- Mały spacer po okolicy.
Nim się zorientowałam dołączył do nas, stwierdzając, że w zasadzie też ma ochotę na spacer.
                
    
- Nie masz nic przeciwko?
Miałam. Nie sądziłam, że to dobry pomysł, mimo że to nic złego, jednak z jakiegoś powodu nie potrafiłam mu odmówić.
Uśmiechał się tak rozbrajająco, słońce sprawiało, że wszystko wydawało się o wiele łatwiejsze, lecz świeży powiew wiatru uświadomił mi, że wciąż jestem jeszcze osłabiona i w dodatku niewyspana.
- Nie. Zawsze to raźniej – oznajmiłam.
- Wszystko w porządku?
- Tak. Ostatnio tylko dopadła mnie grypa i wciąż czuję się słabo.
- Mogłaś założyć szal, wbrew pozorom nie jest tak ciepło.
Zerknęłam na jego popielate szorty do kolan i t–shirt polo z długim rękawem. Powstrzymując się od śmiechu odparłam z udawaną pretensją w głosie:
- I kto to mówi?
- Jestem wyhartowany. Dużo biegam, choć nie ostatnio. Biegam zazwyczaj wtedy, gdy mam gorsze dni – roześmiał się.
- Czyli u Ciebie jak najbardziej ok?
- Jak nigdy dotąd – odpowiedział, choć odniosłam wrażenie, że w jego głosie zabrzmiała ironia.
- To znaczy, że do tej pory nie było za dobrze?
Wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Średnio.
- Co było nie tak?
- Wiele rzeczy.
- Na przykład?
Dobry humor zniknął z jego twarzy. Wiedziałam, że jest coś o czym wiem. A nawet wiele rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Jego przeprowadzka mogła wyglądać zwyczajnie dla naszych sąsiadów, jednak dla mnie ewidentnie była ucieczką od reszty świata. Pracował w nocy, rzadko wychodził z domu. Choć bardzo go polubiłam, zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego jak mało go znam, a jego lakoniczne odpowiedzi zaczynały mnie drażnić. Zdecydowanie wolał rozmawiać o mnie i o moim życiu. A ja wciąż nie miałam odwagi, by wprost zapytać, co było przyczyną jego przeprowadzki.
- Każdy z nas podejmuje decyzje, których żałuje. Błędy młodości, zgiełk dużego miasta zabierający czas, zabijający uczucia. Niepowodzenie w miłości. Wszystko to sprawiło, że znalazłem się tutaj i wiem, że jestem w dobrym miejscu. Że mogę zacząć od nowa.
Choć powiedział tak wiele, wciąż nie wiedziałam nic.
- Dlaczego wam nie wyszło? – Spytałam cicho, patrząc jak Blanka wpatruje się sennie w chmury.
- Po prostu nie było nam pisane spędzić razem resztę życia.
Przytaknęłam tylko głową, poddając się. Nie zamierzałam być zbyt ciekawska tak samo jak on nie zamierzał być zbyt wylewny. Zmieniłam zdanie, że chce wiedzieć o nim więcej niż wiem. Czułam się przy nim dobrze i to wystarczyło.
- Chyba pora zawrócić do domu, Blanka zasypia. Ja też chętnie bym się zdrzemnęła.
- To masz ku temu okazję – odparł, po czym skierowaliśmy się w stronę domu.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Blanka mało śpi popołudniami, a obawiam się, że gdy już zasnę ciężko będzie mnie zbudzić. I po zbyt krótkiej drzemce będę czuć się jeszcze gorzej.
- To widać. Wyglądasz na wyczerpaną. Ale mam pomysł.
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Po jego melancholijnym nastroju nie było już śladu, uśmiechał się przyjaźnie. A kiedy zaproponował, że zajmie się Blanką na dwie godziny, a ja mogę w tym czasie naładować baterie ucinając sobie długą drzemkę, nie potrafiłam mu odmówić. Może dlatego, że brzmiało to bardziej jak twierdzenie aniżeli propozycja. 
Przyniósł ze sobą książkę, którą wcześniej zostawił na stole, a ja pokazałam mu jak przygotować mleko dla Blanki, gdy się zbudzi. Oczywiście próbowałam go przekonać, że będzie w porządku jeśli zawoła mnie gdy tylko mała wstanie, jednak on uważał, że potrzebuję co najmniej godziny regeneracji. Nie sprzeczałam się, tylko na jego prośbę pokazałam mu co i jak zrobić.
Gdy przymknęłam drzwi od sypialni poczułam się nieswojo. Nie dlatego, że zostawiłam córkę z Adamem, ale dlatego, że świadomość bezstresowej drzemki dawno mi nie towarzyszyła. Bałam się, że Karol wróci wcześniej z pracy albo ja zasnę zbyt twardo i nie obudzę się do jego powrotu. Na pewno byłby zły widząc, że zostawiam córkę z obcym człowiekiem. Dla niego obcym. Choć w zasadzie wcześniejszy powrót do domu nie wchodził w grę. Dałabym sobie uciąć rękę, że nawet gdyby skończył pracę wcześniej i tak wróciłby do domu o normalnej porze.
Przez chwilę jeszcze myślałam o nowej dla mnie sytuacji i o tym, że wiem, iż pomoc Adama jest bezinteresowna. Uświadomiłam sobie, że to moment, kiedy powinnam skupić się tylko na sobie, bo wreszcie mam ku temu okazję. A więc zrobić to, czego potrzebuję najbardziej.
Zasnęłam.

Kiedy otworzyłam oczy poczułam jak bardzo chce mi się pić. Spojrzałam na zegarek. 14:03. Dwie godziny do powrotu Karola. Podniosłam się i zerknęłam do lustra. Czułam się lepiej, sen mi pomógł. Jednak nie wyglądałam lepiej. Oczy miałam jakby bardziej podpuchnięte, na twarzy zrobiłam się bledsza. Upiłam trochę wody niegazowanej stojącej tuż obok łóżka i upięłam włosy w luźny kucyk.
Na palcach podreptałam do drzwi i gdy weszłam do salonu zobaczyłam jak Adam siedzi na sofie trzymając Blankę na rękach i patrząc jak mała dzielnie trzyma sama butelkę w rączkach kończąc już mleko.
Zauważył mnie uśmiechając się lekko.
- Nie dawno się obudziła.
Spodziewałam się, że po przebudzeniu, Blanka może z płaczem zareagować na obcą przecież dla niej twarz. Jednak widocznie poczuła się bezpieczna mimo mojej nieobecności. Czasem, gdy rankiem to Karol wstawał wcześniej by wziąć ją do łóżka, nie przestawała płakać dopóki nie znalazła się obok mnie.
Usiadłam obok czując jak do oczu napływają mi łzy. Tak rzadko widywałam mojego męża karmiącego naszą córkę, spędzającego z nią czas. Bo kiedy już to robił widziałam na jego twarzy poczucie obowiązku, zero przyjemności z chwili. Nie licząc pierwszych tygodni po urodzeniu Blanki. Wtedy jeszcze byliśmy szczęśliwą rodziną. A przynajmniej tak to wyglądało. Naciągnęłam rękawy swetra na dłonie mając nadzieję, że moje rozklejenie szybko minie.
- W porządku? – Spytał cicho.
- Tak – odparłam, a Blanka na dźwięk mojego głosu podniosła główkę i upuszczając butelkę wyciągnęła rączki ku mnie. Wzięłam ją do siebie przytulając do ramion.
Adam patrzył na mnie uważnie, a ja miałam ochotę rozpłakać się jeszcze bardziej, a co gorsza wtulić się w jego ramiona. Totalnie się rozkleiłam.
- Na pewno? – Dopytywał. – Posmutniałaś.
- To wszystko dlatego, że chciałabym częściej widywać mojego męża w takich sytuacjach. Czasem czuję się jakbym mieszkała tutaj sama z Blanką – odparłam po dłuższej chwili. Wahałam się przez moment czy powinnam mu cokolwiek mówić. Jednak ufałam mu, wiedziałam też, że nie uwierzy w kolejne tak.
Adam pochylił głowę i uniósł butelkę z podłogi kładąc ją na stolik. To zadziwiające, że nie potrzebowałam od niego żadnych słów pocieszenia, bo wystarczyło, że po prostu był obok.
- Powinnam zająć się obiadem – oznajmiłam kładąc Blankę w łóżeczku i całując w czoło. – Dziękuję za pomoc.
Adam wciąż siedział na kanapie i patrzył na mnie troskliwie. Miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć. Jednak chyba wolałam niczego nie słyszeć, cokolwiek to było.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Mam nadzieję, że czujesz się lepiej.
Przytaknęłam patrząc jak wstaje i kieruje się ku wyjściu.
- Luiza – odwrócił się zatrzymując dłoń na klamce. – Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Gdybyś potrzebowała rozmowy, albo opiekunki. Służę pomocą – na jego twarzy widniała powaga, a jednocześnie pożegnał mnie tak przyjacielskim uśmiechem, że wiedziałam, że mówi prawdę.
Usiadłam patrząc jak Blanka bawi się maskotką Myszki Miki. I choć Adam wyszedł chwilę temu miałam wrażenie jakby zostawiając mi dobre słowa, zostawił też cząstkę siebie.
Zerknęłam na stolik. Zapomniał książki. Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi. Ciekawa pozycja, pomyślałam odkładając książkę na regał obok innych książek tak by została niezauważona przez mojego męża.

To dobry powód by złożyć jutro Adamowi wizytę o ile sam nie przypomni sobie, że ją zostawi i zapuka do moich drzwi by ją odzyskać. Miałam jednak nadzieję, że nie. Pomyślałam, że mam ochotę na ciasto czekoladowe. Oddanie książki i odwdzięczenie się za pomoc w opiece nad Blanką w postaci słodyczy była całkiem dobrym pomysłem na jutrzejszy poranek. Zresztą i mnie przyda się trochę słodyczy.

czwartek, 1 września 2016

Szósty - "Jedna Noc"

4 maja, środa


Po rodzinnej majówce nie zostało już śladu. Zegar wskazywał 5:10. Karol nie dawno wyszedł do pracy, a ja wierciłam się na łóżku walcząc z bezsennością. Czułam się beznadziejnie, bo potrzebowałam snu, a mój umysł jakby nie zgrywał się ze zmęczonym ciałem. Tym bardziej, że Blanka w ostatnich dniach lepiej sypiała i budziła się po nawet po ósmej. Miałam okazję, by się wyspać, ale najwidoczniej moje serce i rozum zmówiły się przeciwko mnie. Jak nigdy, działają razem. Jednak żeby nie było za pięknie, zgadzają się tylko w kwestii spania.
Wstałam po cichu udając się do kuchni. Wczoraj mój mąż sprawił mi prezent. W zasadzie już nie będę musiała się martwić i zaglądać, co chwilę do sypialni czy Blanka śpi. Kamerka EyeOn Baby wyposażona w czujniki dźwięki i ruchu powinna zawsze informować mnie, kiedy maleństwo potrzebuje mojej uwagi. Miałam nadzieję, że mnie nie zawiedzie. Wczoraj cały dzień testowaliśmy ją razem, dzięki czemu spędziliśmy miły wieczór na sofie w salonie.
Karol uznał, że ostatnio jestem zbyt nerwowa i może to choć trochę przyczyni się do zniwelowania moich nastrojów, bo będę mieć więcej czasu na myślenie o sobie. Szkoda, że nie dostałam jej od razu po urodzeniu Blanki, ale jak to mówią lepiej późno niż wcale. Swoją drogą zaskoczył mnie tym prezentem. Poczułam się pierwszy raz od dawna doceniona. Sam pomyślał o tym, że potrzebuję więcej spokoju, a nawet pomyślał o nas.
Zaparzyłam kawę i choć Karol miał tylko cztery dni wolnego, zdążyłam się przyzwyczaić i nalałam jej do dwóch kubków. Gdy pracuje, wspólne śniadania nie wchodzą w rachubę.
Na dworze było naprawdę przyjemnie. Zapowiadał się kolejny słoneczny dzień. Narzuciłam na koszulę nocną ciepły sweter bawełniany sięgający niemal do kolan i usadowiłam się na huśtawce wpatrując się w ekran tabletu, na którym widziałam spokojnie śpiąca Blankę.
To był naprawdę trafiony prezent.
Wzięłam głęboki oddech delektując się rześkim, porannym powietrzem jednocześnie wsłuchując w świergot ptaków. To była magia chwili. Przerwał ją dźwięk otwierających się drzwi w garażu sąsiada, którego po chwili zobaczyłam. I wcale nie miałam mu za złe, że zatrzymał moje rozkoszowanie się porankiem w samotności. Przecierał oczy ciężkimi ruchami, jakby wciąż spał.
- Hej, masz może ochotę na kawę? – Spytałam radośnie, co ewidentnie go zaskoczyło.
Spojrzał na mnie uśmiechając się lekko.
- Cześć, z chęcią się napije – ziewnął, ale ewidentnie budził się do życia.
Bez zastanowienia odłożyłam swój kubek i przyniosłam kolejny. Całe szczęście nie użyłam tego ze zdjęciem mojego męża, a zupełnie przypadkiem wzięłam ten z napisem „dear friend”. Mimo wszystko, gdy tylko zobaczyłam sąsiada, od razu pomyślałam o drugiej kawie. Nie bez powodu zaparzyłam je dwie.  A może lepsza wersja to taka, że kawa się nie zmarnuje. Dwie z rana dla mnie to za dużo, mimo, że uwielbiam ją pić.
Poklepałam dłonią miejsce obok siebie na huśtawce zachęcając Adama, by usiadł, co nieco go speszyło, lecz o dziwo mnie nie. Mimo to, nie odmówił. Przez chwilę w mojej głowie krążyła myśl, że może to faktycznie było nieodpowiednie, a kubek mogłam mu po prostu podać przez dzielący nas płot. Jednak tylko przez chwilę.
- Pyszna – oznajmił upijając pierwszy łyk. – Po twoim dobrym nastroju wnioskuję, że kolacja się udała – spojrzał na mnie uważnie. - Mówiłem jednak, że nie powinnaś przesadzać z gałką muszkatołową.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Postawiłam jednak na krewetki. Obyło się bez omamów.
- To dobrze. Wasze zdrowie – uniósł kubek swojej kawy, po czym stuknęliśmy nimi o siebie wnosząc toast za moje małżeństwo.
Wznosiłam toast za moje małżeństwo. Z sąsiadem. Przystojnym jak cholera. Biłam się za to po twarzy, w myślach oczywiście.
- Jak minął ci weekend majowy? – Spytałam patrząc przed siebie i wdychając świeże powietrze mieszające się z zapachem kawy i jego cytrusowymi perfumami.
- W porządku – odparł obojętnie. – W końcu obejrzałem cały ostatni sezon Breaking Bad. Wypiłem kilka piw z kumplem z pracy – roześmiał się blado wzruszając ramionami, co oznaczało, że nie do końca był zadowolony ze swojego weekendu. – Twój rozumiem był o wiele ciekawszy.
Szturchnął mnie lekko w ramię, a ja poczułam się jakbym siedziała nie z nowym sąsiadem poznanym tydzień temu, a z najlepszym przyjacielem z dzieciństwa.
- Skłamałabym mówiąc, że nie. Dziękuję za podsunięcie pomysłu – faktycznie się udał, aczkolwiek nie było idealnie. Może więc trochę kłamałam. Chociaż nie powinnam była narzekać.
- Wychodzi na to, że krewetki są idealne na zażegnanie kryzysu małżeńskiego.
- Mówiąc precyzyjniej, są wstępem do jego zażegnania. Plus wino.
Roześmiał się i przez chwilę obydwoje wpatrywaliśmy się przed siebie. Zupełnie bez skrępowania ciszą. Nie było w tym nic niezręcznego, wręcz przeciwnie.
- Ładna róża – powiedział z podziwem.
Przez chwilę szukałam jej w ogródku, ale szybko uświadomiłam sobie, że mówi o róży wytatuowanej na moim przedramieniu. Jest dosyć duża i w zasadzie nie sposób jej nie zauważyć. Zwyczajna, bez kolorowych wypełnień z lekko wystającymi listkami. Choć mimo swej prostoty każdy uważa, że jest urocza.
- Mam ją już prawie dwa lata. Zrobiłam go trochę z głupoty.
- Dlaczego? – Spytał wciąż się w nią wpatrując.
- Chciałam pokazać Karolowi, że jestem spontaniczną osobą, bo według niego taka nie byłam i zrobiłam tatuaż. Nieco wcześniej podsłuchałam jak rozmawiał z przyjacielem i uznali, że tatuaże róż u kobiet są seksowne, więc podchwyciłam pomysł.
- I zmienił zdanie?
- Nie – pokiwałam głową nieco zawstydzona – stwierdził, że się oszpeciłam. Ale mnie się podoba. Pamiętam jak zły był wtedy, że w ogóle o niczym mu nie powiedziałam. I była to pierwsza rzecz, o którą się pokłóciliśmy. A gdy wspomniałam o jego rozmowie z Pawłem powiedział, że po prostu przytaknął mu by ten skończył rozmowę o tatuażach.
- Ja nie jestem ich fanem, ale ten naprawdę mi się podoba. Pasuje ci – lekko musnął swoimi delikatnymi palcami wytatuowany fragment mojego ciała, a ja poczułam dreszcze przechodzące po moim ciele. Wewnątrz ogarnęło mnie przyjemne ciepło.
Unieśliśmy spojrzenia w tym samym momencie patrząc sobie w oczy. Ja lekko onieśmielona, on zakłopotany swoją nazbyt spontaniczną reakcją. Odwróciliśmy wzrok od siebie i nagle cisza stała się kompletnie krępująca. W dodatku teraz uzmysłowiłam sobie jak blisko siedzimy i poczułam się niemal naga w samym swetrze, który nie sięgał mi nawet do kolan.
- Dziękuję za kawę – oznajmił wstając. – Ale na mnie pora. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.
- Nie ma za co. Do zobaczenia.
Uśmiechnęłam się, ale wcale nie chciałam by już szedł. Nie mogłam mu tego jednak powiedzieć. Bałam się, że każda kolejna sekunda przyniesie więcej spojrzeń. Więcej bólu w stłumionych przez żądzę dotyku ciał.
- Do zobaczenia – pożegnał się patrząc na mnie z przejęciem, po czym odwrócił się i zniknął w swoim domu.
Wciąż czułam lekkie podekscytowanie. I zażenowanie. Odniosłam wrażenie, że uciekł. Ale to lepiej. Postąpił mądrze. Z każdą rozmową przekraczaliśmy pewną granicę. I choć całe zajście było przyjemne, nie powinno być takie dla mnie. Widziałam w nim zbyt wiele rzeczy, które sprawiały, że przestawał być dla mnie tylko sąsiadem, a stawał się kimś więcej. Kawa o poranku ramię w ramię, jego dotyk, spojrzenie. Nie zaplanowałam tego i  spodziewam się, że on też nie. Jednak to wszystko miało miejsce. I to wszystko było niewłaściwe, zważywszy na to, że niedawno naprawiłam relacje z mężem. Przede wszystkim przez to niewłaściwe, że jestem mężatką.
To, że tydzień temu potrzebowałam zainteresowania i zrozumienia było zupełnie normalne. Jednak dzisiaj nie powinnam była doprowadzić do tego, by ta rozmowa obrała taki tor. Mogłam zakończyć to zwykłym dzień dobry, jak minął ci weekend majowy...
A jednak szukałam więcej...