5 maja, czwartek
Zbliżała się trzecia nad ranem. Za chwilę kończyłem pracę. Wpatrywałem się
w ciemność za oknem. Moje życie wydawało się być coraz bardziej żałosne.
Uciekłem. Niech im będzie, że mają rację.
Czułem, że zaczynam dobrze. Ale przecież nie planowałem tego, kto znajdzie
się obok. To chyba jedyne na co nie miałem wpływu. Liczyłem na to, że kogoś
poznam, kiedyś. Może nie tak szybko. Nie sądziłem, że będzie to ktoś taki jak
ona. Ani, że stanie się to zanim to wszystko się skończy….
Zastanawiałem się tylko, dlaczego na to pozwalam. Wychodzę na dwór, chociaż
nie mam ochoty podnieść się z łóżka. Jednak wiem, że inaczej bym jej nie
zobaczył. Zbliżam się, chociaż wiem, że przy niej nie umiem myśleć racjonalnie.
Patrzę w jej oczy, bo widzę w nich
ukojenie, ale jednocześnie moją przegraną, bo to nie jej oczy powinny być dla
mnie oazą spokoju. To kiedyś się skończy i nie sądzę, że zakończenie będzie
dobre. Jednak to jak nałóg. Daje przyjemność i stwarza pozory bycia
szczęśliwym, jednocześnie prowadząc ku porażce.
Gdy wczoraj rano zbudził mnie telefon od ojca, który wyraźnie zapomniał, że
czas w Polsce i Kanadzie różni się znacznie i zobaczyłem ją przez okno pijącą
kawę na drewnianej huśtawce zupełnie odruchowo zakończyłem rozmowę z ojcem i
wyszedłem na dwór. A gdy patrzyłem przez chwilę w jej zielone, kocie oczy
czułem się jak nastolatek. Jakbym się unosił. A potem uświadomiłem sobie, że te
oczy nie należą do mnie.
Bo oczy, które należały do mnie zamknęły się i są teraz niczyje. Już nawet
nie wiem czy wyglądały tak jak te, które czasem patrzą na mnie w śnie.
Szukałem szczęścia. Nowych par oczu, które dadzą mi ukojenie po ciężkim
dniu. Natknąłem się zupełnie przypadkiem na takie, ale one nie mogą mi dać niczego.
Poczułem się dziwnie, gdy wczoraj opowiadała mi o udanej kolacji z mężem.
Mógłby nazywać się szczęściarzem, ale chyba nie zdawał sobie z tego sprawy, jaki
skarb posiada. I może znałem ją zbyt krótko, ale byłem pewien, że jest
wartościową, dobrą kobietą. W każdym jej słowie, uśmiechu było coś, że chciało
się przy niej być, słuchać jej, patrzeć na nią. A ona tego potrzebowała. Ja
jednak mogłem dać jej namiastkę tego, co mógłbym i chciałem jej dać.
Przyciągała mnie i podążyłbym za nią ślepo, pewnie nawet nie zdając sobie z
tego sprawy. Ani z konsekwencji.
Wybiła trzecia. Opuściłem budynek i wsiadłem do samochodu.
Nie powinienem był tyle o niej myśleć. To tylko pogłębiało to uczucie,
którym ją darzyłem, a którego nie potrafiłem nazwać. Wiedziałem jedynie, że
czułem za dużo i to mnie przerażało...
9 maja, poniedziałek
To miał być tylko powrót do formy po ciąży. Wprawdzie ostatnie dni były
nieco zimniejsze niż podczas długiego weekendu majowego, lecz nie sądziłam, że
półgodzinny bieg w piątkowy wieczór po okolicy skończy się bólem gardła,
katarem i podwyższoną temperaturą. Pomyślałam, że może nasze relacje z Karolem
ochłodziły się ze względu na zmianę mojego ciała. Wprawdzie nie ucierpiało ono
tak bardzo, ale mój brzuch nie był tak płaski jak kiedyś. Może to było głównym
powodem unikania zbliżeń. Choć wydawało mi się to głupie i niedojrzałe, jednak
coś musiało być na rzeczy. Bo jego zmęczenie po pracy, jako wymówka już na mnie
nie działała. Może zwyczajnie przestałam się mu podobać?
Całe szczęście Blanka była odporna na moje kichanie i zarazki, a dzisiejszy
poranek zaczął się już niewątpliwie lepiej. W domu panowała cisza, Karol był w
pracy. Przeziębienie odpuszczało, ale wciąż byłam osłabiona. Mleko z czosnkiem
i miodem pomogło mi wrócić do żywych. Jako matka, nie mogłam sobie przecież
pozwolić na takie występki jak przeziębienie, a już, co gorsza, na leżenie w
łóżku. Choć najchętniej bym z niego nie wychodziła, jednak Karol uważał to za
karygodne. Liczyłam na to, że wykaże odrobinę troski i zajmie się Blanką, a
mnie pozwoli w spokoju wyzdrowieć. Przeliczyłam się jednak.
Gdy w sobotę rano zobaczył mnie na sofie pod ciepłym kocem z milionem
zużytych chusteczek i paczką tabletek na przeziębienie obok, a Blankę samą w
łóżeczku ze swoimi zabawkami, zdenerwował się przynajmniej tak jakbym zostawiła
ją samą w domu. Mimo, że obserwowałam ją poprzez kamerkę i nic jej nie groziło.
Zarzucił mi, że jestem nie odpowiedzialna używając jeszcze setki różnych
epitetów, po których czułam się jak zła i okropna matka.
A przecież nie powinnam była mieć ani grama wyrzutów sumienia. To z nim
było coś nie tak, a nie ze mną.
Słońce nieśmiało przebijało się zza chmur i gdy około południa temperatura
podskoczyła do góry, postanowiłam wyjść z Blanką na dwór.
Ubrałam czarne legginsy, ciepły sweter w malinowym odcieniu i czarną
ramoneskę. Przejrzałam się w lustrze. Większość osób zachwycała się moją figurą
zaraz po ciąży, dzisiaj było o wiele lepiej, więc opcja, że po prostu moje
ciało nie podoba się Karolowi była bezsensowna. Westchnęłam i wyszłam na dwór
najpierw znosząc wózek Blanki, a potem wróciłam po córkę i trzymając ją na
rękach patrzyłam z uśmiechem na twarzy jak mała cieszy się z wyjścia na zewnątrz.
- Wreszcie słonecznie – usłyszałam na podwórku obok i widząc sąsiada z
kubkiem kawy i książką uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Dzień dobry – przywitałam się wsadzając małą do wózka. Zauważyłam, że
wymienił plastikowy stół na wiklinowy komplet z dwoma krzesłami o niebieskich
poduszkach.
Przytaknął głową przyglądając mi się z zaciekawieniem. Pomyślałam, że chyba
po raz pierwszy widzi mnie ubraną w coś innego niż szary dres lub inne ciuchy,
w których zapewne wyglądałam mniej kobieco. No i nie miałam też niedbale
zaczesanych włosów.
- Wybieracie się gdzieś?
- Mały spacer po okolicy.
Nim się zorientowałam dołączył do nas, stwierdzając, że w zasadzie też ma
ochotę na spacer.
- Nie masz nic przeciwko?
Miałam. Nie sądziłam, że to dobry pomysł, mimo że to nic złego, jednak z
jakiegoś powodu nie potrafiłam mu odmówić.
Uśmiechał się tak rozbrajająco, słońce sprawiało, że wszystko wydawało się
o wiele łatwiejsze, lecz świeży powiew wiatru uświadomił mi, że wciąż jestem
jeszcze osłabiona i w dodatku niewyspana.
- Nie. Zawsze to raźniej – oznajmiłam.
- Wszystko w porządku?
- Tak. Ostatnio tylko dopadła mnie grypa i wciąż czuję się słabo.
- Mogłaś założyć szal, wbrew pozorom nie jest tak ciepło.
Zerknęłam na jego popielate szorty do kolan i t–shirt polo z długim rękawem.
Powstrzymując się od śmiechu odparłam z udawaną pretensją w głosie:
- I kto to mówi?
- Jestem wyhartowany. Dużo biegam, choć nie ostatnio. Biegam zazwyczaj
wtedy, gdy mam gorsze dni – roześmiał się.
- Czyli u Ciebie jak najbardziej ok?
- Jak nigdy dotąd – odpowiedział, choć odniosłam wrażenie, że w jego głosie
zabrzmiała ironia.
- To znaczy, że do tej pory nie było za dobrze?
Wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Średnio.
- Co było nie tak?
- Wiele rzeczy.
- Na przykład?
Dobry humor zniknął z jego twarzy. Wiedziałam, że jest coś o czym wiem. A
nawet wiele rzeczy, o których nie
miałam pojęcia. Jego przeprowadzka mogła wyglądać zwyczajnie dla naszych
sąsiadów, jednak dla mnie ewidentnie była ucieczką od reszty świata. Pracował w
nocy, rzadko wychodził z domu. Choć bardzo go polubiłam, zaczęłam zdawać sobie
sprawę z tego jak mało go znam, a jego lakoniczne odpowiedzi zaczynały mnie
drażnić. Zdecydowanie wolał rozmawiać o mnie i o moim życiu. A ja wciąż nie
miałam odwagi, by wprost zapytać, co było przyczyną jego przeprowadzki.
- Każdy z nas podejmuje decyzje, których żałuje. Błędy młodości, zgiełk
dużego miasta zabierający czas, zabijający uczucia. Niepowodzenie w miłości.
Wszystko to sprawiło, że znalazłem się tutaj i wiem, że jestem w dobrym
miejscu. Że mogę zacząć od nowa.
Choć powiedział tak wiele, wciąż nie wiedziałam nic.
- Dlaczego wam nie wyszło? – Spytałam cicho, patrząc jak Blanka wpatruje
się sennie w chmury.
- Po prostu nie było nam pisane spędzić razem resztę życia.
Przytaknęłam tylko głową, poddając się. Nie zamierzałam być zbyt ciekawska
tak samo jak on nie zamierzał być zbyt wylewny. Zmieniłam zdanie, że chce
wiedzieć o nim więcej niż wiem. Czułam się przy nim dobrze i to wystarczyło.
- Chyba pora zawrócić do domu, Blanka zasypia. Ja też chętnie bym się
zdrzemnęła.
- To masz ku temu okazję – odparł, po czym skierowaliśmy się w stronę domu.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Blanka mało śpi popołudniami, a obawiam
się, że gdy już zasnę ciężko będzie mnie zbudzić. I po zbyt krótkiej drzemce
będę czuć się jeszcze gorzej.
- To widać. Wyglądasz na wyczerpaną. Ale mam pomysł.
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Po jego melancholijnym nastroju nie
było już śladu, uśmiechał się przyjaźnie. A kiedy zaproponował, że zajmie się
Blanką na dwie godziny, a ja mogę w tym czasie naładować baterie ucinając sobie
długą drzemkę, nie potrafiłam mu odmówić. Może dlatego, że brzmiało to bardziej
jak twierdzenie aniżeli propozycja.
Przyniósł ze sobą książkę, którą wcześniej zostawił na stole, a ja
pokazałam mu jak przygotować mleko dla Blanki, gdy się zbudzi. Oczywiście próbowałam
go przekonać, że będzie w porządku jeśli zawoła mnie gdy tylko mała wstanie,
jednak on uważał, że potrzebuję co najmniej godziny regeneracji. Nie
sprzeczałam się, tylko na jego prośbę pokazałam mu co i jak zrobić.
Gdy przymknęłam drzwi od sypialni poczułam się nieswojo. Nie dlatego, że
zostawiłam córkę z Adamem, ale dlatego, że świadomość bezstresowej drzemki
dawno mi nie towarzyszyła. Bałam się, że Karol wróci wcześniej z pracy albo ja
zasnę zbyt twardo i nie obudzę się do jego powrotu. Na pewno byłby zły widząc,
że zostawiam córkę z obcym człowiekiem. Dla niego obcym. Choć w zasadzie
wcześniejszy powrót do domu nie wchodził w grę. Dałabym sobie uciąć rękę, że
nawet gdyby skończył pracę wcześniej i tak wróciłby do domu o normalnej porze.
Przez chwilę jeszcze myślałam o nowej dla mnie sytuacji i o tym, że wiem,
iż pomoc Adama jest bezinteresowna. Uświadomiłam sobie, że to moment, kiedy
powinnam skupić się tylko na sobie, bo wreszcie mam ku temu okazję. A więc
zrobić to, czego potrzebuję najbardziej.
Zasnęłam.
Kiedy otworzyłam oczy poczułam jak bardzo chce mi się pić. Spojrzałam na
zegarek. 14:03. Dwie godziny do powrotu Karola. Podniosłam się i zerknęłam do
lustra. Czułam się lepiej, sen mi pomógł. Jednak nie wyglądałam lepiej. Oczy
miałam jakby bardziej podpuchnięte, na twarzy zrobiłam się bledsza. Upiłam
trochę wody niegazowanej stojącej tuż obok łóżka i upięłam włosy w luźny kucyk.
Na palcach podreptałam do drzwi i gdy weszłam do salonu zobaczyłam jak Adam
siedzi na sofie trzymając Blankę na rękach i patrząc jak mała dzielnie trzyma
sama butelkę w rączkach kończąc już mleko.
Zauważył mnie uśmiechając się lekko.
- Nie dawno się obudziła.
Spodziewałam się, że po przebudzeniu, Blanka może z płaczem zareagować na
obcą przecież dla niej twarz. Jednak widocznie poczuła się bezpieczna mimo
mojej nieobecności. Czasem, gdy rankiem to Karol wstawał wcześniej by wziąć ją
do łóżka, nie przestawała płakać dopóki nie znalazła się obok mnie.
Usiadłam obok czując jak do oczu napływają mi łzy. Tak rzadko widywałam
mojego męża karmiącego naszą córkę, spędzającego z nią czas. Bo kiedy już to
robił widziałam na jego twarzy poczucie obowiązku, zero przyjemności z chwili.
Nie licząc pierwszych tygodni po urodzeniu Blanki. Wtedy jeszcze byliśmy
szczęśliwą rodziną. A przynajmniej tak to wyglądało. Naciągnęłam rękawy swetra
na dłonie mając nadzieję, że moje rozklejenie szybko minie.
- W porządku? – Spytał cicho.
- Tak – odparłam, a Blanka na dźwięk mojego głosu podniosła główkę i
upuszczając butelkę wyciągnęła rączki ku mnie. Wzięłam ją do siebie przytulając
do ramion.
Adam patrzył na mnie uważnie, a ja miałam ochotę rozpłakać się jeszcze
bardziej, a co gorsza wtulić się w jego ramiona. Totalnie się rozkleiłam.
- Na pewno? – Dopytywał. – Posmutniałaś.
- To wszystko dlatego, że chciałabym częściej widywać mojego męża w takich
sytuacjach. Czasem czuję się jakbym mieszkała tutaj sama z Blanką – odparłam po
dłuższej chwili. Wahałam się przez moment czy powinnam mu cokolwiek mówić.
Jednak ufałam mu, wiedziałam też, że nie uwierzy w kolejne tak.
Adam pochylił głowę i uniósł butelkę z podłogi kładąc ją na stolik. To
zadziwiające, że nie potrzebowałam od niego żadnych słów pocieszenia, bo
wystarczyło, że po prostu był obok.
- Powinnam zająć się obiadem – oznajmiłam kładąc Blankę w łóżeczku i
całując w czoło. – Dziękuję za pomoc.
Adam wciąż siedział na kanapie i patrzył na mnie troskliwie. Miałam
wrażenie, że chce mi coś powiedzieć. Jednak chyba wolałam niczego nie słyszeć,
cokolwiek to było.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Mam nadzieję, że czujesz się lepiej.
Przytaknęłam patrząc jak wstaje i kieruje się ku wyjściu.
- Luiza – odwrócił się zatrzymując dłoń na klamce. – Pamiętaj, że możesz na
mnie liczyć. Gdybyś potrzebowała rozmowy, albo opiekunki. Służę pomocą – na
jego twarzy widniała powaga, a jednocześnie pożegnał mnie tak przyjacielskim
uśmiechem, że wiedziałam, że mówi prawdę.
Usiadłam patrząc jak Blanka bawi się maskotką Myszki Miki. I choć Adam
wyszedł chwilę temu miałam wrażenie jakby zostawiając mi dobre słowa, zostawił
też cząstkę siebie.
Zerknęłam na stolik. Zapomniał książki. Jak
zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi. Ciekawa pozycja, pomyślałam
odkładając książkę na regał obok innych książek tak by została niezauważona
przez mojego męża.
To dobry powód by złożyć jutro Adamowi wizytę o ile sam nie przypomni sobie,
że ją zostawi i zapuka do moich drzwi by ją odzyskać. Miałam jednak nadzieję,
że nie. Pomyślałam, że mam ochotę na ciasto czekoladowe. Oddanie książki i odwdzięczenie
się za pomoc w opiece nad Blanką w postaci słodyczy była całkiem dobrym
pomysłem na jutrzejszy poranek. Zresztą i mnie przyda się trochę słodyczy.